Urodzili się w polu bramkowym. Wszyscy trzej: Maciej, Jan i Wojciech. Ojciec ani synów do kariery nie pchał, ani nie zatrzymywał. Dziś mówi, że nawet gdyby Janek z Wojtkiem wybrali taniec towarzyski i zarabiali na życie, pląsając z przyklejonym uśmiechem, byłby z nich dumny. Obaj tańczyli, Janek był nawet szósty w mistrzostwach Polski. Byli dobrzy w każdym sporcie, za który się wzięli: Janek w narciarstwie, Wojtek w lekkiej atletyce. Ale dla wszystkich było jasne, że skończą w bramce.
[srodtytul]Mały szatan[/srodtytul]
Maciej to jedyny piłkarz, który zdobywał mistrzostwo z czterema różnymi klubami: w Legii, Widzewem, Polonią i Wisłą. Janek, jego starszy syn, pewnie zatrzyma się na piątoligowej Gwardii Warszawa. Miał ostatniej jesieni poważny wypadek motocyklowy, ucierpiała również dłoń. Chce być trenerem, właśnie pojechał na obóz z grupą młodych bramkarzy.
Wojtek jest od niego trzy lata młodszy, wyższy i od początku bardziej mu się spieszyło do wielkiego futbolu. Gdy przychodził na treningi ojca, wyrywał się, by na chwilę stanąć w bramce. Tak się poznali z Krzysztofem Dowhaniem, wychowawcą m.in. Artura Boruca i Łukasza Fabiańskiego. – Grałem wtedy w Polonii, Krzysiek był tam trenerem bramkarzy. Wojtek nie miał jeszcze dziesięciu lat, ale jak stanął między słupkami dla zabawy, to było widać, że to szatan – wspomina Maciej.
Kilka lat później Dowhań, już jako trener bramkarzy w Legii, wypatrzy Wojtka na treningach w Agrykoli i powie swoim szefom, że warto go ściągnąć na Łazienkowską. Młody Szczęsny trafi tam jako 15-latek, za 14 tysięcy złotych. Dziś zarabia 30 tysięcy funtów tygodniowo. W Arsenalu był już półtora roku po przyjściu do Legii. W reprezentacji zadebiutował jako 19-latek, jeszcze przed pierwszym meczem w Premiership. Ten pierwszy mecz rozegrał przeciw samemu Manchesterowi United. A pierwszy mecz w Lidze Mistrzów czeka go dziś o 20.45 z bijącą rekordy Barceloną (transmisja w Polsacie i nSport).