Piłkarze Legii nie mogli sobie wymarzyć lepszego początku. Przestraszeni obrońcy Śląska popełniali sporo błędów, wybijali piłkę aby dalej od bramki. Ariel Borysiuk przewidział taką sytuację i z ponad 20 metrów trafił z woleja w samo okienko.
W ciągu następnych 15 minut gospodarze powinni zdobyć jeszcze dwa gole. Pierwszą z tych sytuacji po podaniu od Michała Hubnika zmarnował Manu. Drugą – Miroslav Radović. Serb po dośrodkowaniu Jakuba Wawrzyniaka strzelał głową, ale piłka przeleciała obok słupka. Przez pierwsze pół godziny na stadionie trwała fiesta.
Kolejne bramki przy słabej grze obrony Śląska wydawały się nieuniknione. Kibice, którzy w ostatniej chwili się dowiedzieli, że kara zamknięcia trybuny północnej został odłożona, zajęli ją w trzech czwartych. Tym razem było miło i przyjemnie.
Do 28. minuty. Przestraszony Śląsk był groźny tylko przy rzutach wolnych, wykonywanych przez Sebastiana Milę. Po jednym z nich obrońcy Legii wybili piłkę na skrzydło, stamtąd wróciła ona na pole bramkowe, skąd Przemysław Kaźmierczak trafił z woleja tak, że nie tylko bramkarz Wojciech Skaba nie miał szans na obronę, ale siatka ledwo utrzymała piłkę.
Od tej pory wszystko się zmieniło. Legioniści stracili rezon, a wraz z nim o mało także i gola. Powinien go zdobyć Piotr Ćwielong, nieumiejętnie łapany na spalonego. Piłka po jego strzale w sytuacji sam na sam ze Skabą przeleciała obok słupka. Druga połowa zaczęła się od dwóch znakomitych interwencji bramkarza Śląska Mariana Kelemena, broniącego po wolnym Jakuba Rzeźniczaka i dobitce Michała Kucharczyka.