Real - Barcelona: tak się uznania nie zdobywa

Messi był boski, Barca jest pewna finału. Ale uznania się tak nie zdobywa

Publikacja: 29.04.2011 01:53

Real - Barcelona: tak się uznania nie zdobywa

Foto: AFP

Z futbolem było tego wieczoru bardzo źle. Może wielbiciele Tarantino ten półfinał Ligi Mistrzów oglądali z przyjemnością: było na Santiago Bernabeu sporo przeszarżowanego aktorstwa, brutalności wziętej w cudzysłów, jedno duże mordobicie, nie najgorsze dialogi, zwłaszcza wtedy, gdy Jose Mourinho z przekąsem gratulował sędziom i gdy potem na konferencji, spoglądając w górę, pytał co chwila: „Dlaczego? Dlaczego ciągle im pomagają? Dlaczego Barcelona musi wygrywać?". Odpowiedział mu Gerard Pique: – Jeśli się bawisz ogniem, to się prędzej czy później poparzysz. A Real doszedł do granic przemocy.

To, co pokazali piłkarze Mourinho, „Marca" nazwała „futbolem jurajskim", „El Pais"  – „rozklekotanym", a narzekania trenera na probarceloński spisek, który doprowadził do porażki 0:2, madrycka prasa wyśmiewa jako próbę napisania historii na nowo. „Jeśli jesteś trenerem podporządkowującym wszystko wynikowi, a wyniku nie ma, co robisz?" – pyta „Marca".

Ale pytań po tym meczu jest znacznie więcej. Przede wszystkim o sędziego Wolfganga Starka, który zmienił bieg spotkania, wyrzucając z boiska Pepe, choć starcie z Danim Alvesem na czerwoną kartkę nie zasługiwało. Nie wyrzucił za to Emmanuela Adebayora za próbę nokautu i Marcelo za wściekły atak na Pedro. Pozostają też pytania o Barcelonę. Czy drużyna, która ma zostać zapamiętana jako największa w historii, nie mogłaby sobie oszczędzić tego taniego teatru?

Pedro próbował na Santiago Bernabeu wymuszać faule slapstickowymi wygłupami. Sergio Busquets, gdziekolwiek go rywal trafi, zawsze łapie się za twarz. Dani Alves jest ideałem prawego obrońcy, takim, jakim kiedyś był na lewej obronie Roberto Carlos, ale niestety jest też nadpobudliwy, kłótliwy i udaje. Padł, zwijając się z bólu, po faulu Pepe, choć ten, jak widać w powtórkach, ledwo go musnął, a ozdrowiał tuż po zniesieniu z boiska i jeszcze krzyczał na noszowych, żeby się pospieszyli.

Leo Messi strzelił Realowi gola jak Maradona, ale wszyscy i tak mówią o faulach

Tak się wielbicieli nie zdobywa. Barcelona też ponosi winę za to, że mecz wyglądał jak awantura w remizie.

Real grał w otwarte karty: brzydko i ostro. Piłka go tego wieczoru nie interesowała. Barcelona miała ją cztery razy częściej, ale póki grali 11 na 11, żadna akcja godna dłuższego zapamiętania nie powstała.

Musiał zejść Pepe, żeby mógł zacząć działać superbohater i wziąć sprawy w swoje ręce. Dwa gole Messiego właściwie przesądzają o awansie Barcelony do finału z Manchesterem, który też wygrał 2:0 na wyjeździe z Schalke.

Druga bramka Argentyńczyka była tak piękna, że aż nierzeczywista. Wyglądała jak hołd dla Diego Maradony z mundialu 1986 roku i kpina z Mourinho jako trenera niedoścignionego w ochranianiu własnego pola karnego. Messi podjechał pod jego bramkę slalomem i strzelił obok Ikera Casillasa. „Jest, k..., szefem" – napisał „Sport", parafrazując wypowiedź Guardioli, że szefem jest Mourinho, ale tylko w salach konferencyjnych.

Wyrzucony na trybuny Portugalczyk drugi półfinał obejrzy z dala od ławki, a po nim będzie się tłumaczył w UEFA z tego, co mówił o spisku z udziałem m.in. wpływowego wśród sędziów szefa hiszpańskiej federacji Angela Villara. Wczoraj zaczęło się dochodzenie. Swoją skargę na Mourinho złoży też do UEFA Barcelona, a Real zapowiedział, że odpowie wnioskiem o ukaranie piłkarzy rywala za symulowanie.

Rewanż na boisku w najbliższy wtorek. Trzeba się bać.

Z futbolem było tego wieczoru bardzo źle. Może wielbiciele Tarantino ten półfinał Ligi Mistrzów oglądali z przyjemnością: było na Santiago Bernabeu sporo przeszarżowanego aktorstwa, brutalności wziętej w cudzysłów, jedno duże mordobicie, nie najgorsze dialogi, zwłaszcza wtedy, gdy Jose Mourinho z przekąsem gratulował sędziom i gdy potem na konferencji, spoglądając w górę, pytał co chwila: „Dlaczego? Dlaczego ciągle im pomagają? Dlaczego Barcelona musi wygrywać?". Odpowiedział mu Gerard Pique: – Jeśli się bawisz ogniem, to się prędzej czy później poparzysz. A Real doszedł do granic przemocy.

Pozostało jeszcze 82% artykułu
Piłka nożna
Floriani Mussolini. Piłkarz z prowokującym nazwiskiem
Materiał Promocyjny
Jak przez ćwierć wieku zmieniał się rynek leasingu
Piłka nożna
Rok 2025 w piłce. Wydarzenia, którymi będziemy żyli w najbliższych miesiącach
Piłka nożna
Gdzie zagra Cristiano Ronaldo? Wkrótce kończy mu się kontrakt
Piłka nożna
Marcin Animucki: Pieniędzy będzie jeszcze więcej
Materiał Promocyjny
5G – przepis na rozwój twojej firmy i miejscowości
Piłka nożna
Sukces kobiecej reprezentacji, porażka męskiej. Rok 2024 w polskim futbolu
Materiał Promocyjny
Nowości dla przedsiębiorców w aplikacji PeoPay