Trwają właśnie jedne z najdziwniejszych rozgrywek w ostatnich latach. Gdy tylko ktoś się wyróżni i pomyśli o mistrzostwie, zaraz rozczarowuje. Jagiellonia po wygranej jesieni wiosnę zaczęła od pięciu meczów bez zwycięstwa, piłkarze Wisły gratulowali już sobie mistrzostwa i nagle w kilka tygodni udowodnili, że osiem punktów przewagi to nic. Może dlatego Orest Lenczyk, którego Śląsk jest już na trzecim miejscu, mówi spokojnie, że na razie jego drużyna zapewniła sobie tylko utrzymanie.
Wisła z ostatnich czterech meczów wygrała jeden. W sobotę przegrała z Górnikiem na własnym boisku. Goście czekali na to 21 lat, a wyrok 2:0 i tak był najniższym wymiarem kary. Piłkarze Adama Nawałki zagrozili bramce Sergeia Pareiki aż 14 razy, gospodarze mieli problem, by w ogóle trafić w bramkę przeciwnika. Wiśle brakuje napastnika, grający w ataku Maciej Żurawski ponownie zawiódł.
– Żadna klasowa drużyna nie przegrywa dwóch meczów z rzędu. Teraz najłatwiej byłoby się obwiniać nawzajem w szatni, a trzeba wziąć się do roboty – mówił Robert Maaskant.
Jagiellonia mogła dogonić Wisłę, ale piłkarze Michała Probierza z tego zaproszenia nie skorzystali. Wicelider po trzech z rzędu zwycięstwach bez straty bramki przegrał w Bytomiu z broniącą się przed spadkiem Polonią 2:3. Po pierwszej połowie przegrywał 0:3, a Pro-
bierz z ironicznym uśmiechem stwierdził, że jeśli się popełnia takie błędy jak jego zawodnicy, to nie ma co myśleć o mistrzostwie. Kiedy trener powtarzał, że jego drużyna walczy o pierwsze miejsce, szło jej coraz gorzej, teraz mówi, że tytuł jest bardzo daleko. Zorientował się, że jego piłkarze mają słabą psychikę i zdjął z nich presję. W polskiej lidze „presja" to słowo klucz. Najlepiej gdyby mistrzem zostawało się nagle, tak by o tym wcześniej nie myśleć.