To właściwie była formalność. Jeszcze nigdy w historii Ligi Mistrzów drużyna, która przegrała pierwszy mecz na własnym stadionie różnicą dwóch bramek, w rewanżu nie odrobiła strat. Schalke osiągnęło największy sukces w historii tych rozgrywek, ale do grona półfinalistów nie pasowało. Alex Ferguson rewanż z niemieckim klubem potraktował jako wielki poligon doświadczalny.
W składzie Manchesteru znalazło się tylko dwóch piłkarzy, którzy zagrali w pierwszym składzie w pierwszym meczu w Gelsenkirchen. Ferguson zostawił niektórych asów na ławce rezerwowych, ale Wayne Rooney czy Rio Ferdinand oglądali mecz z trybun. Przed Manchesterem w niedzielę mecz w Premiership z Chelsea, nad którą przewaga po ostatniej porażce z Arsenalem zmalała do trzech punktów.
Manchester nie schodził z połowy Schalke, sprawdzał, czy bramkarz Manuel Neuer rzeczywiście wart jest 20 mln euro, na jakie wycenia go klub. Neuer nie miał swojego dnia, nie był skoncentrowany, widać, że mocno przeżywa zamieszanie, które zrobiło się wokół niego, gdy stwierdził, że chętnie przeniósłby się do Bayernu Monachium.
Pierwszego gola zdobył Antonio Valencia po świetnym podaniu Darrona Gibsona, drugiego pięknym strzałem Gibson zdobył już sam. Wczoraj piłkarze United mieli tylko jedną chwilę słabości. Jose Manuel Jurado strzelił gola na 1:2, ale w drugiej połowie dwa razy Neuera pokonał Anderson i Old Trafford zaczęło świętować. Przed meczem trener Ralf Ragnick zapowiadał, że jego drużynę stać na powtórkę meczu z Interem (Schalke wygrało na San Siro 5:2), ale nie uwierzyli mu nawet jego gracze.
Finał Ligi Mistrzów odbędzie się 28 maja na stadionie Wembley w Londynie. Obie drużyny spotkały się w finale także dwa lata temu w Rzymie. Wtedy Barcelona wygrała 2:0. Wczorajsze spotkanie z trybun oglądał Pep Guardiola i chyba był jedynym, któremu mecz w ogóle się nie podobał. Z Manchesteru, który zagra z jego drużyną, zobaczył niewiele.