Od kilku lat w walce o mistrzostwo Hiszpanii liczą się tylko dwa zespoły - Real Madryt i FC Barcelona. Zdaniem prezydenta FC Sevilli Jose del Nido  wynika to z podziału pieniędzy za prawa telewizyjne.

– W tej lidze brakuje rywalizacji. Trzecia drużyna ligi i te będące niżej nie mogą wygrać z pierwszą czy drugą, bo te dwa kluby zabierają pieniądze innych. Chcemy z tym skończyć! Chcemy, by była to najlepsza liga w Europie i dla wspólnego dobra musimy wygrać tę wojnę – mówi prezydent Sevilli.

Różnica w zarobkach między zespołami jest w Hiszpanii najwyższa w Europie i wynosi prawie 130 milionów euro. Dla porównania w Anglii wynosi ona 25 milionów, a w Niemczech 15 milionów.

Na dzisiejsze spotkanie w Sevilli zaproszone zostały wszystkie zespoły, które zdaniem del Nido są poszkodowane. Z udziału zrezygnowały trzy zespoły: Getafe, Levante i Mallorka. – Popieram inicjatywę Del Nido, ale nie będę spotykał się za plecami Ligi Futbolu Zawodowego – mówi Angel Torres, prezydent Getafe.

– Możliwe, że będzie nas mniej, ale nic nas nie powstrzyma. To jest rewolucja, można ją porównać z Rewolucją Francuską. I wszyscy wiemy, jak skończył król, który rządził we Francji – odpowiada Del Nido. – Tamtą sytuację można odnieść do ligi hiszpańskiej. Nie ma odwrotu. Nie możemy pozwolić, by skończono z naszą ligą, bo dwa kluby są potężniejsze od innych – dodaje.

Jeśli po spotkaniu sytuacja nie ulegnie zmianie mówi się o zbojkotowaniu ligi. Zespoły gorzej opłacane w meczach z Realem i Barceloną występować miałyby w rezerwowych składach. Zdaniem prezydenta Sevilli pierwsza kolejka ligi pokazała wyraźne dysproporcje między zespołami, która z sezonu na sezon będzie coraz większa. Real Madryt wygrał 6:0 z Realem Saragossą, a FC Barcelona 5:0 z Villarrelem.

Innego zdania jest były piłkarz Realu Madryt, aktualnie napastnik Malagi Ruud van Nistelrooy.
– Patrząc na liczby, można pomyśleć, że różnicę między Realem i Barceloną a resztą drużyn wyznacza ekonomia. Ale nie tylko. Historia, nazwa i tradycja też się liczą. Nawet jeśli zabierze się im część pieniędzy, nadal będą poza zasięgiem - mówi piłkarz