Stan wyjątkowy obowiązuje od wczoraj, od 16. Skończy się dopiero w piątkowy poranek, o 6. Do tego czasu policjanci, umundurowani i tajniacy, będą wyłapywać na ulicach tych, którzy wydadzą im się podejrzani.
Miasto jest zamknięte dla kibiców ADO Den Haag, Sportingu Charleroi i kibiców Legii bez biletu. Ci z Hagi to chuligańska czołówka Holandii i przyjaciele Legii. Ci z Charleroi wywołali zamieszki w ostatnim sezonie, gdy PSV grało wyjazdowy mecz z Lille. Do Eindhoven też się podobno wybierali.
Chętnych na bilety w Polsce było znacznie więcej niż 1625 przyznanych Legii . Kto zostanie zidentyfikowany w mieście jako kibic warszawskiego klubu, a nie będzie miał ani biletu, ani vouchera na bilet, zostanie zatrzymany. Jeśli dostanie zarzuty, grożą mu trzy miesiące więzienia albo 3800 euro grzywny.
Tak działa w Holandii tzw. prawo piłkarskie. Zgodnie z nim burmistrz miasta może wydać niepożądanym osobom zakaz wstępu nie tylko na stadion, ale do całej dzielnicy lub kilku dzielnic. I Rob van Gijzel z Eindhoven z tego prawa skorzystał, robił to już przy okazji meczów PSV. Barom i restauracjom zakazał sprzedawania napojów w szkle, wszystko ma być w plastiku, nie wolno też do 6 rano w piątek zasłaniać twarzy szalikami lub czapkami.
Hasło „kibice Legii" podnosi ciśnienie Holendrom od czasów bitwy na stadionie i ulicach Utrechtu jesienią 2002 roku. Potem były awantury m.in. w Wiedniu i najazd na Wilno z 2007 roku, po którym Legia wciąż jest pucharowym banitą w zawieszeniu. Jeśli jej kibice wywołają burdy w tym sezonie europejskich pucharów lub w dwóch następnych, w których klub zagra, karę wyrzucenia z rozgrywek będzie można przywrócić.