Posiedzenie trwało pięć godzin. Sprawa Zdzisława Kręciny zajęła tylko jego część, ale bez wątpienia najgorętszą.
Długo nie docierały żadne przecieki, członkowie zarządu mieli wyłączone telefony. Wiadomo jednak, że pomysłów na ocalenie Kręciny było kilka – m.in. zawieszenie go w obowiązkach sekretarza do zakończenia dochodzenia prokuratury.
Zwyciężył jednak pogląd, że trzeba Kręcinę poświęcić, by lud nie żądał już tak kategorycznie głowy prezesa Grzegorza Laty. Głosowanie było tajne i Kręcina został odwołany, co ponoć przyjął godnie. Po 12 latach pracy jako sekretarz PZPN przeprosił, że naraził wizerunek związku, nie rozpaczał.
Czekając na przewrót
Wczoraj nikt nie potrafił powiedzieć, kto zajmie jego miejsce, czy Kręcina zostanie w PZPN w innej roli albo czy dostał odszkodowanie za to, by nie przedstawiać swojej wersji prawdy. W federacji z odwołania sekretarza cieszył się mało kto. Teraz zacznie się nerwowe oczekiwanie i wsłuchiwanie w jego słowa, sprawdzanie, czy pozostaje wierny rodzinie mimo policzka, jaki mu wymierzono.
Samo ogłoszenie decyzji zarządu było śmieszne. Prezes Lato wyszedł na trawnik przed siedzibę PZPN, powiedział, że Kręcina nie jest już sekretarzem, po czym odwrócił się na pięcie i odszedł, mówiąc, że nie będzie już żadnych oświadczeń.