Po porażce 1:3 z Fulham w Londynie opuszczono kotary. Robert Maaskant stracił pracę, w Wiśle przyznano się do klęski. Nawet prezes Bogdan Basałaj, który bronił metody budowania drużyny kupowaniem obcokrajowców, zapowiedział delikatną zmianę kursu. Cały kraj cmokał z zachwytu, patrząc na Legię. Żeby awansowała Wisła musiało stać się zbyt wiele, by uwierzył w to ktoś więcej niż naiwny kibic.
Wczoraj matematyka pokazała swoje lepsze oblicze. Wisła wygrała w Odense 2:1, chociaż u siebie uległa tej drużynie 1:3.
W drugim meczu tej grupy w 89. minucie Marc Janko strzelił gola dla Twente Enschede i Fulham znowu nie może być pewne awansu. Żeby sen się ziścił, potrzeba teraz spełnienia dwóch warunków: zwycięstwa w Krakowie z pewnym pierwszego miejsca w grupie Twente oraz innego wyniku niż zwycięstwo Fulham w Londynie z Odense. Oba mecze 14 grudnia o 21.05.
Nawet jeśli Wiśle nie uda się przejść do fazy pucharowej, to fakt, że podniosła się z kolan, gdy nikt już w nią nie wierzył, musi imponować.
Nowy trener mistrzów Polski Kazimierz Moskal wcale nie zmienił wszystkiego, co zbudował Maaskant. W Odense mecz od pierwszej minuty rozpoczął najmocniej krytykowany Michael Lamey, znalazło się miejsce dla trzech Polaków – Cezarego Wilka, Łukasza Garguły i Patryka Małeckiego. Powrót do gry tego ostatniego dał Wiśle to, czego brakowało jej w ostatnich tygodniach – nieobliczalność. Małecki pięknym strzałem zdobył drugą bramkę, pierwsza padła po uderzeniu niezawodnego Dudu Bitona. Gospodarzy stać było tylko na gola Rasmusa Falka w 51. minucie, chociaż w kilku sytuacjach Sergeiowi Pareice pomogło szczęście.