Reklama
Rozwiń

Relacja z Gran Derbi 2011

Real – Barcelona 1:3. Real miał nadzieję, a Barcelona ma zwycięstwo. Gdy pierwsza straciła bramkę, odpowiedziała trzema

Publikacja: 11.12.2011 10:39

Relacja z Gran Derbi 2011

Foto: ROL

Znów się daliśmy nabrać. Uwierzyliśmy, że tym razem musi być inaczej: bo Real miał świetną serię, bo Barcelona zaczęła słabnąć na wyjazdach, bo Jose Mourinho następnego upokorzenia nie zniesie, i tak dalej. A Barca wszystkie te teorie ośmieszyła. Przyjechała do rywala, który wygrał 15 meczów z rzędu i u siebie pokonał każdego. Straciła gola już w pierwszej minucie, przez długi czas nie potrafiła sklecić żadnej akcji. Odjechała zwycięska.

Zostawiła Real rozbity, nawet w kontratakach okazała się lepsza od niego: tak strzeliła gola na 3:1, gdy po przejęciu piłki Dani Alves dośrodkował, a Cesc Fabregas wyprzedził Pepe i pokonał Ikera Casillasa. Dla Mourinho to już trzecia porażka z Barceloną na Santiago Bernabeu. Pracuje tu półtora roku, a Real wciąż jest drużyną niedokończoną. Na co dzień tego nie widać, tylko gdy trzeba grać z Barcą. Wtedy armia generała Jose zaczyna robić rzeczy dziwne. Przestaje wierzyć, że dowódca ma niezawodny plan, waha się, nagle zmienia szyk. Tak nie było w ważnych meczach Porto, Chelsea, czy Interu, gdy trenował je Mourinho.

Piłkarze Realu mówią, że to trener po 0:5 w swoich pierwszych Gran Derbi, rok temu, już nigdy nie był taki sam. Ale oni też nie są tacy sami, przynajmniej niektórzy. Idą za nim w ogień, bo muszą – on ma w klubie władzę absolutną. Piłkarze Barcelony idą za Pepem Guardiolą bo chcą. Zlatan Ibrahimović drwił z nich, że są jak sekta, ale to naprawdę działa. W takie wieczory jak sobotni Barcelona do końca wierzy, że nie stanie jej się krzywda. A Real przeczuwa klęskę, nawet gdy prowadzi.

W sobotę, jak napisał madrycki „As", znów wygrał futbol i znów przegrały obsesje. „Strach tylko bierze, że ta godna porażka znów nas cofnie do epoki kamienia łupanego i przed następnym starciem z Barcą Pepe wróci do pomocy" – pisze komentator gazety. Bo w sobotę Mourinho zaryzykował i wystawił Mesuta Oezila. Ale nie doczekał się nagrody, choć do pewnego momentu wszystko układało się znakomicie.

Cristiano się speszył

Real dostał gola na 1:0 w prezencie już po 20 sekundach. Victor Valdes zamiast do swoich obrońców podał do Angela di Marii. Sergio Busquets dwa razy próbował wybić piłkę, ale od di Marii trafiła do Mesuta Oezila, a po jego strzale do Karima Benzemy, który z bliska zdobył bramkę. Przez następne minuty mistrzowie z Barcelony byli stłamszeni narzuconym przez Real tempem. Rwały im się akcje, podania wypadały za linię, choć oczywiście Leo Messi i tak szansę na wyrównanie miał. Zatrzymał go Iker Casillas w sytuacji sam na sam. Ale w 30. minucie już nie miał szans. Messi skończył rajd podaniem do Alexisa Sancheza, Chilijczyk strzelił obok Casillasa.

– Tę akcję można było przerwać – narzekał potem Mourinho. Rzeczywiście, trudno sobie wyobrazić, żeby takiego gola stracił w ważnym meczu np. Inter za jego czasów. Portugalczyk, wyjątkowo tego wieczoru spokojny, nawet sympatyczny, mówił, że ten mecz rozstrzygnęło szczęście. I szczęście wybrało akurat Barcelonę. Mourinho miał swoje argumenty: Barca wyrównała, gdy nikt się tego nie spodziewał, drugiego gola strzeliła po rykoszecie, a trzeciego chwilę po tym, jak stuprocentową szansę na wyrównanie zmarnował Cristiano Ronaldo. Do tego Messi mógł wylecieć z boiska za faul niedługo po tym, jak dostał żółtą kartkę za pyskowanie sędziemu. Ale wątpliwości, kto był lepszy, nikt nie będzie miał.

Guardiola znów przechytrzył Mourinho, przesuwając jeszcze podczas pierwszej połowy Daniego Alvesa z obrony do pomocy. – W życiu trzeba wybierać między byciem odważnym, a bardzo odważnym. Futbol mnie nauczył, że na boisku lepsze jest to drugie – mówił po meczu Guardiola. Na tym właśnie polegała najważniejsza różnica między Barcą a Realem, między Messim a Cristiano Ronaldo. Ten drugi znów się speszył że jest na jednym boisku z Leo i pudłował w świetnych sytuacjach. Miał takie dwie: szansę na 2:0 w pierwszej połowie i wspomnianą na 2:2 w drugiej. Po niej już do końca meczu słychać było na Santiago szmer niezadowolenia, gdy Ronaldo był przy piłce.

A gdy niedługo później Fabregas strzelił na 3:1, skończyła się walka. Real się poddał, a Barcelona swoje już zrobiła. Zaprowadziła porządek w domu, jeszcze tylko odbębni klubowe mistrzostwa świata w Japonii i tak się zakończy kolejny rok jej panowania. W lidze zrównała się z Realem punktami, rywal ma wprawdzie mecz zaległy i zapewne go wygra, ale wahadło znów jest teraz wychylone w stronę Barcy.

Iniesta do muzeum

Wprawili je w ruch ci, co zawsze. Najpierw, jak napisał Jose Samano z „El Pais", rozproszony chór zebrał wokół siebie Messi, potem najlepszy był Andres Iniesta. Jego gra w drugiej połowie była, zdaniem nie tylko Samano, dziełem zasługującym na miejsce w muzeum Prado.

– To zaszczyt być w tej drużynie. Za opis meczu wystarczą trzy słowa: Don Andres Iniesta – komentował pomocnik Barcelony Thiago Alcantara. Najważniejszy cios zadał Xavi. Źle wybitą przez obronę Realu piłkę uderzył z woleja, Marcelo zmienił jej lot i zaskoczył Casillasa.

– Ten gol po karambolu nas załamał – tłumaczył po meczu Casillas. Messi, Iniesta, Xavi – wszyscy byli tego wieczoru wyjątkowi, czyli tacy jak zwykle. Nie licząc finału Pucharu Króla, Barcelona znalazła odpowiedź na wszystkie wyzwania, jakie jej ostatnio rzucał Mourinho. Niewykluczone, że ligę jeszcze wygra Real. Ale musi też zwyciężyć wiosną na Camp Nou. Bo na Santiago Bernabeu tytułów bez legendy nie szanują.

Real – Barcelona 1:3 (1:1)

Bramki:

dla Realu – K. Benzema (1); dla Barcelony – A. Sanchez (30), Xavi (54), C. Fabregas (66).

Real:

Casillas - Coentrao, Pepe, Ramos, Marcelo - Xabi Alonso, Lass (Khedira, 63), Özil (Kaká, min.58) - Di María (Higuaín, 68), Cristiano Ronaldo, Benzema.

Barcelona:

Valdés - Alves, Piqué, Puyol, Abidal - Busquets, Xavi, Iniesta (Pedro, 89); Alexis (Villa, 84), Fábregas (Keita, 78), Messi.

Piłka nożna
Żegluga bez celu. Michał Probierz przegranym roku w polskiej piłce
Piłka nożna
Koniec trudnego roku Roberta Lewandowskiego. Czas odzyskać spokój i pewność siebie
Piłka nożna
Pokaz siły Liverpoolu. Mohamed Salah znów przeszedł do historii
Piłka nożna
Real odpalił fajerwerki na koniec roku. Pokonał Sevillę 4:2
Materiał Promocyjny
Najlepszy program księgowy dla biura rachunkowego
Piłka nożna
Atletico gra do końca, zepsute święta Barcelony
Materiał Promocyjny
„Nowy finansowy ja” w nowym roku