Zlatan Ibrahimović chciał się mścić na Barcelonie za to, że się na nim nie poznała, Leo Messi chciał bić kolejne rekordy w Lidze Mistrzów. I jeden, i drugi miał okazje, ale z realizacją planów muszą poczekać do rewanżu za tydzień.
Trener Massimiliano Allegri na spotkanie z Barceloną wcale nie oszczędzał najlepszych graczy. W ligowym meczu przeciwko Romie wystawił narzekającego na ból Thiago Silvę, najlepszy obrońca drużyny zszedł z boiska po kilkunastu minutach i już wiadomo było, że z listy kontuzjowanych zawodników przed spotkaniem z Barceloną, można by stworzyć niezły zespół.
Allegri pogodził się już z urazami Antonio Cassano, Gennaro Gattuso, Pato, Filippo Inzaghiego czy Ignazio Abate. Za żółte kartki pauzował Marc van Bommel. Tak osłabiony Milan skazywany był na porażkę, ale postawił Barcelonie bardzo trudne warunki. Do tej pory nie stracić gola w meczu z drużyną Pepa Guardioli w pucharowej fazie Ligi Mistrzów udało się tylko Chelsea przed trzema laty.
Wczoraj Milan oczywiście głównie się bronił, zostawiając z przodu tylko Ibrahimovicia. Barcelona tradycyjnie wymieniła ponad dwa razy więcej podań, dużo częściej była przy piłce, ale kiedy ją traciła – robiło się groźnie.
W pierwszej połowie Milan miał dwie świetne okazje, by zdobyć bramkę. Już na początku meczu fatalnie pomylił się Robinho, a po 20. minutach Clarence Seedorf tak świetnie podał do Ibrahimovicia, że aż wstyd było z takiej okazji nie skorzystać. Górą był jednak bramkarz Victor Valdes.