To było jak zły sen w czerwono-czarne pasy. 18 lat temu wizjoner Johan Cryuff przywiózł swój barceloński Dream Team do Aten na finałowy mecz z Milanem. Był pewny swego. Mówił: – Jesteśmy zespołem kompletnym. Milan nie pasuje do tego świata. My bazujemy na ataku, oni tylko bronią – przekonywał.
Milan wygrał 4:0. Cryuff odszedł z Barcelony.
Dzisiejsza Barcelona gra ładniej od tamtej, bije wszystkie rekordy, zdobywa więcej trofeów. Podobno żyjemy w jej epoce i tak jak nasi ojcowie opowiadali o tym, jak grał Pele, my będziemy mówić o Leo Messim. Tydzień temu po remisie 0:0 w Mediolanie działacze Barcy złożyli do UEFA skargę na fatalnie przygotowane boisko na San Siro. Tak jakby chcieli przekonać, że to nie drużyna zawiodła, ale zła nawierzchnia zepsuła widowisko. UEFA nie uwierzyła, zażalenie zostało odrzucone.
Pep Guardiola nie jest Cruyffem, choć wizję gry mają podobną. Obecny trener Barcelony ma więcej szacunku dla rywali, nie lubi prać brudów publicznie. Gdy piorą je inni, próbując go w to wciągnąć, najczęściej nie odpowiada. Tak właśnie potraktował Zlatana Ibrahimovicia, gdy ten wyszydził go w autobiografii, obarczając winą za swój nieudany sezon w Barcelonie. Dziś Zlatan wraca na Camp Nou, wiedząc, że jeśli nie pomoże Milanowi w awansie, to co napisał w książce ośmieszy jego, a nie Guardiolę.
W Barcelonie niby zderzą się dziś dwa futbolowe światy, ale granica między nimi nie przebiega już między atakiem i obroną. Milan lubi atakować – ma Zlatana, Robinho, do zdrowia wrócił Pato, który w fazie grupowej strzelił już gola Barcelonie. Massimiliano Allegri nie chce dopuścić rywali za blisko swojego pola karnego, bo obrona Milanu to teraz płot z wyłamanymi sztachetami.