Ulewa skończyła się jeszcze we wtorek przed północą. Wtedy udało się zamknąć dach nad Narodowym, zacząć osuszanie trawy, potem nad ranem otworzyć dach i jeszcze raz zamknąć go na czas meczu. Na wszelki wypadek, żeby już nie ryzykować, choć w Warszawie pogoda była dzisiaj świetna.
Słońce świeciło, a lanie wody trwało. Co chwila jakieś konferencje, oświadczenia, pisma, wyjaśnienia i dementi. My niewinni, oni winni, my uprzedzaliśmy, oni zaniedbali, my wiedzieliśmy, my nie rozumiemy, dlaczego oni nie działali, i tak dalej. Właściwie to wszyscy wszystko w dniu meczu wiedzieli. A deszcz zatapiał boisko. Ponieważ, jak wiadomo, całe zło Polski ma swoje źródło w PZPN, więc związek z urzędu zebrał lanie również za zalany stadion. I odpowiedział pismem, w którym rozdaje ciosy na oślep. Ma pretensje do TVP „za sposób prowadzenia telewizyjnego studia", „podczas którego podano wiele nieprawdziwych i krzywdzących PZPN informacji". Ma pretensje do polityków „różnych ugrupowań" za to, że „bezprawnie i nieodpowiedzialnie formułowali oceny negatywne wobec PZPN".
I najważniejsze: zarząd związku występuje do Ministerstwa Sportu i Turystyki z żądaniem naprawienia poniesionych strat i wyrządzonych szkód związanych z „nienależytym wykonaniem umowy najmu Stadionu Narodowego (...), w tym niewłaściwym przygotowaniem płyty boiska oraz niewykonaniem polecenia komisarza meczowego FIFA dotyczącego zamknięcia dachu". PZPN zarzuca Narodowemu Centrum Sportu, że drenaż murawy nie spełnia wymogów. NCS odpowiada, że spełnia wymogi, choć rzeczywiście warstwa pod murawą jest cieńsza, niż to było podczas Euro 2012. Działacze PZPN przekonują, że woda wsiąkała zbyt wolno. NCS odpowiada, że podczas tak wielkiej ulewy nie mogła szybciej, a gdy deszcz przestał padać, kałuże znikły w 20 minut.
– Rzeczywiście, woda wsiąkała bardzo szybko – mówi nam jeden z pracowników firmy SportFive, którzy spędzili noc na stadionie, by po przełożeniu meczu przygotować od nowa produkcję sygnału telewizyjnego i obsługę lóż VIP. Ale Jacek Masiota z zarządu PZPN, również prawnik Lecha Poznań, przekonuje, że o drenażu nie ma nawet co dyskutować. – Znam dobrze sytuację ze stadionu Lecha. Tam zgodnie z wymogami UEFA przed Euro ta warstwa ma 36 cm. A na Narodowym 5 cm – mówi Masiota.
– Ma 10 cm. Ale drenaż działa tak samo sprawnie jak podczas Euro – replikuje Marek Wypychowski, szef Zielonej Architektury odpowiadającej za stan murawy na Narodowym. Jeśli tutaj trudno ustalić prawdę, to jeszcze trudniej jest z drugim zarzutem PZPN wobec NCS, czyli niewykonaniem polecenia komisarza FIFA. Chodzi o polecenie wydane przez Słoweńca Daniela Josta godzinę przed meczem, czyli wtedy gdy deszcz zmienił się już w ulewę i zasunięcie dachu było technicznie niemożliwe.