Borussia mierzy się z rywalem, który wyznacza na Wschodzie nowe standardy. W Rosji wielkie kluby buduje się tak, jak dochodzi się do wielkich fortun. W pośpiechu i nerwowo. Szachtar jest inny, Rinat Achmetow zbudował najlepszy zespół wschodniej Europy na spokojnie. Stać go, żeby w swoim hotelu Donbas Palace przy placu Lenina wyłożyć ściany złotem, ale trenerowi i piłkarzom pozwala pracować spokojnie. Wymaga tylko pełnego zaangażowania – 1400 procent normy, jak u Aleksieja Stachanowa, bohaterskiego górnika z Donbasu, który w latach trzydziestych wydobył tyle węgla, ile jego czternastu kolegów razem.
– Czasami po wygranych meczach dostawaliśmy niespodziewaną premię, za którą zabierałem całą rodzinę na dwutygodniowe wakacje. Prezydent potrafił też pożyczyć swój prywatny odrzutowiec, żebym dostał się na zgrupowanie reprezentacji bez przesiadek. W Szachtarze trzeba było pracować, ale za sukcesy czekały na nas takie nagrody, jak nigdzie indziej – mówił Mariusz Lewandowski, który w Doniecku spędził dziewięć lat i w 2009 roku wywalczył Puchar UEFA.
Jedna porażka
Z tamtego finału – wygranego 2:1 z Werderem Brema – w kadrze ciągle jest siedmiu piłkarzy. W Bremie został jeden. Rumuński trener Mircea Lucescu pracuje w Doniecku od 2004 r. Sprowadza tych, którzy jeszcze nie są gwiazdami, ale niemal na pewno nimi zostaną.
Jego drużyna jest ukraińsko-brazylijską mieszanką. Niby nie ma liderów, jednak co jakiś czas któryś z bogaczy wyławia z Szachtara perełkę. Właśnie za 35 milionów euro do Anży trafił Brazylijczyk Willian. Nikt nie zapłacił więcej za piłkarza w tym okienku transferowym.
Od 2008 roku Szachtar tylko w jednym sezonie nie wywalczył mistrzostwa Ukrainy, w 2011 dotarł do ćwierćfinału Ligi Mistrzów. Teraz pora na kolejny krok. Lucescu chwali Borussię Dortmund za efektowny styl gry, ale opinię tę puentuje: „przecież my gramy tak samo". Porażka z Juventusem 0:1 w ostatnim jesiennym meczu grupowym była jedyną, jaką Szachtar poniósł na swoim stadionie w całym 2012 roku.