Śląsk jechał do Belgii z przewagą jednej bramki. Ale w rewanżu więcej szans dawano Bruggii. Grała na swoim stadionie i w silniejszym składzie. Do drużyny doszedł skrzydłowy w stylu Arjena Robbena - Maxime Lestienne i rozgrywający Victor Vasquez. Nie wiedzieliśmy jak zagra Śląsk. Bardzo dobrze, jak przed tygodniem, czy słabo, jak w lidze? Po kilku minutach już nie było wątpliwości. Wrocławianie nie tylko nie przestraszyli się bojowo nastawionych gospodarzy, ale uciszyli ich niemal na samym początku meczu. Waldemar Sobota wykorzystał podanie po ziemi Przemysława Kaźmierczaka, błąd obrońców i strzelił z kilkunastu metrów. Bramkarz nie miał szans, plany Bruggii się zawaliły. Śląsk miał w tym momencie dwie bramki przewagi.
Miał rację Sebastian Mila, który dzień wcześniej, w rozmowie z „Rz" powiedział, że defensywna taktyka nie leży w naturze Śląska. Wrocławianie nie bronili przewagi, ale dążyli do zdobycia następnych bramek. Belgowie albo tracili piłkę w środku boiska, gdzie dobrze wyprzedzali ich wrocławscy pomocnicy, albo ich akcje kończyły się w polu karnym. Raz tylko Lestienne oddał wspaniały strzał, po którym piłka odbiła się od słupka.
Coraz szybsze ataki Bruggii po rozpoczęciu drugiej połowy przyniosły im bramkę w 58 minucie. Tadeusz Socha, który na prawej obronie zastąpił chwilę wcześniej Krzysztofa Ostrowskiego, jeszcze nie był rozgrzany. Dal się minąć wprowadzonemu w przerwie Liorowi Refaelowi, który strzelił z narożnika pola karnego. Rafał Gikiewicz za późno zareagował i piłka wpadła do siatki.
Jeśli Belgom wydawało się, że teraz zamkną Polaków na ich połowie, to drugi raz w tym meczu musieli szybko zmienić plany. Nie minęły dwie minuty a Sebastian Mila w polu karnym zagrał do Marco Paixao, który, mimo że miał obok obrońcę, tylko nadstawił nogę, zmieniając kierunek lotu piłki. Na pół godziny przed końcem wrocławianie prowadzili i teraz gospodarze potrzebowali do awansu jeszcze trzech bramek. To już było ponad ich możliwości. Tym bardziej, że Polacy nie zmienili taktyki. W dalszym ciągu parli do przodu i po strzale Sebino Plaku byli bliscy podwyższenia wyniku. Udało się to na kwadrans przed końcem. Kiedy bramkarz Ryan wybiegł daleko za swoje pole karne, wyprzedził go Waldemar Sobota i trafił piłką do pustej bramki. Po takich dwóch meczach skrzydłowy Śląska zapewne niedługo opuści Wrocław. Do Bruggii przyjechało wielu menedżerów z całej Europy. Agent Soboty Marek Citko trzymał rękę na pulsie i też oglądał mecz na stadionie, więc mógł od razu zacząć rozmowy w sprawie transferu. Drugi gol Bruggii, strzelony przez Oscara Duarte dodał zawodom jeszcze większego kolorytu i wydawało się, że można go traktować wyłącznie w kategoriach honorowych. Ale wrocławianie albo uwierzyli, że nic już im się nie stanie, ale stracili siły (co byłoby normalne), dość, że w doliczonym czasie dali sobie wbić wyrównującą bramkę. Trochę osłabiła ona wrażenie ogólne, ale nie odebrała Śląskowi zasług. W dwumeczu solidnie zapracował na awans.
FC Brugge - Śląsk 3:3 (0:1)