Dyrektor Borussii Hans-Joachim Watzke stwierdził przed sezonem, że ponowny awans do finału rozgrywek to misja z gatunku tych niemożliwych, ale Franz Beckenbauer prosił, by nie wierzyć w te bajki.
Borussia wygrała wszystkie pięć meczów w Bundeslidze, tak dobrego startu jeszcze nie miała. Ale w końcu trafiła na godnego siebie rywala: Napoli jest liderem Serie A, też z kompletem punktów, na ligowy szczyt wspięło się pierwszy raz od 1990 roku, czyli od kiedy Diego Maradona prowadził zespół do ostatniego mistrzostwa Włoch.
Juergen Klopp nazwał przeciwnika twardą deską do przepiłowania, w środę ostrze Borussii było jednak zbyt tępe. Napoli rządziło na boisku, dłużej utrzymywało się przy piłce, grało agresywniej, nie czekało na ruch rywala, tylko atakowało. Tak jak chciał Rafa Benitez.
Może losy meczu potoczyłyby się inaczej, gdyby w 26. minucie Robert Lewandowski wygrał pojedynek z bramkarzem gospodarzy. Chwilę później Gonzalo Higuain wyskoczył najwyżej do dośrodkowania i pokonał Romana Weidenfellera. Wściekły Juergen Klopp rzucił się z pretensjami na sędziego technicznego, że przy rzucie rożnym, po którym padł gol, arbiter nie poczekał aż opatrywany za linią boczną Neven Subotić wróci pod bramkę. Trener Borussii został odesłany na trybuny, ale to był dopiero początek nieszczęść wicemistrzów Niemiec. Jeszcze przed przerwą kontuzji doznał Mats Hummels, a Weidenfeller dostał czerwoną kartkę za interwencję ręką poza polem karnym. Miejsca rezerwowemu bramkarzowi, Mitchellowi Langerakowi, ustąpił Jakub Błaszczykowski, wracający do składu po drobnej kontuzji.
W drugiej połowie pięknym uderzeniem z rzutu wolnego dobił Borussię wychowanek Napoli Lorenzo Insigne. Nadzieję na wyrównanie dało jeszcze gościom samobójcze trafienie Camilo Zunigi trzy minuty przed końcem spotkania, ładny strzał Marco Reusa z wolnego, obroniony przez Pepe Reinę, i kilka szalonych zrywów. Ale punkty zostały w Neapolu.