Trener Adam Nawałka mówił przed meczem, że jego drużyna potrzebuje przede wszystkim zgrania. Trochę to dziwne, bo z dwóch jesiennych meczów, jakie kadra rozegrała w pierwszym składzie zostało tylko czterech piłkarzy. Inni wrócili - po kontuzji, jak Łukasz Piszczek, z wygnania, jak Ludovic Obraniak czy też po pokornym odegraniu roli kozła ofiarnego po przegranych eliminacjach - jak Kamil Glik.
Kadra zgrywała się tak bardzo, że Nawałka czekał z pierwszą zmianą do 74 minuty. Wcześniej patrzył na to, ile warta jest jego drużyna bez dwóch najważniejszych piłkarzy, którzy nie mogli wystąpić przeciwko Szkocji przez problemy ze zdrowiem. Polska musiała sobie poradzić bez Jakuba Błaszczykowskiego i Roberta Lewandowskiego pierwszy raz od dwóch lat. I sobie nie poradziła. Dobrze, że z Borussii Dortmund był chociaż Łukasz Piszczek, ale ten akurat gra na takiej pozycji, że - choć oddał dwa strzały - nie mógł mieć większego wpływu na grę.
W pierwszej połowie w polskiej drużynie najlepiej było być Wojciechem Szczęsnym. Polski bramkarz interweniował jeden raz. Szkoci grali zachowawczo, ale nasi nie potrafili tego wykorzystać. Niby przeważali, ale nie potrafili stworzyć dogodnych okazji pod bramką Davida Marshalla. Najaktywniejszy był Obraniak, który wrócił do kadry z podniesioną głową. Dwa razy groźnie strzelał, a w drugiej połowie po jego podaniu Kamilowi Glikowi zabrakło centymetrów, by dać Polsce prowadzenie. Kiedy Obraniak schodził z boiska pod koniec meczu, pożegnały go brawa. Kibice doceniają jego piłkarską klasę, nawet jeśli woli mówić po francusku.
Polacy w październiku zagrają ze Szkocją w eliminacjach Euro 2016, środowy mecz mogli więc potraktować jako przetarcie. Rywale nie mają w składzie żadnych gwiazd - zmierzyliśmy się z jedenastką rzemieślników szanowanych na Wyspach za solidność, waleczność i nic więcej. Gordon Strachan piłkarza przez duże "P" przywiózł jednego i właśnie on zdobył zwycięską bramkę dla Szkotów w 77 minucie. Scott Brown pokonał Wojciecha Szczęsnego strzałem z linii pola karnego, wykorzystując za słabe wybicie piłki przez Łukasza Szukałę.
Nawałka wprowadził na boisko dwóch napastników. Obok Arkadiusza Milika grali Marcin Robak i Łukasz Teodorczyk - wszyscy o tej samej charakterystyce: wysocy i silni. To miał być lek na szkocką obronę, ale nie zadziałał. Przegraliśmy z rywalem słabszym, niż Irlandia, z którą w listopadzie zremisowaliśmy 0:0. Obie drużyny mogą stanowić dla nas barierę nie do przejścia w eliminacjach. Nawałka ma problem. Kadra nie ma stylu. Nie gra skrzydłami, nie gra środkiem. Wszystko robi niby poprawnie, ale jakby "z taką pewną nieśmiałością". Jeśli nie liczyć zimowych sparingów w składzie z Ekstraklasy - a liczyć ich nie wypada - drużyna naszego nowego selekcjonera nie tylko nie wygrała, ale nawet nie potrafiła strzelić gola. Nawałka nie okazał się cudotwórcą, zrobił to samo, co każdy jego poprzednik - obejrzał przegrane eliminacje, wyciągnął wnioski, postawił na innych piłkarzy, potem wrócił do starych nazwisk. I też przegrał. To taka polska, smutna tradycja.