Ten, kto obawiał się, że po zwycięstwie Katalończyków w Manchesterze (2:0) czekają nas na Camp Nou piłkarskie szachy, otrzymał w pierwszej połowie miłą niespodziankę.
Goście, nie mając nic do stracenia, zagrali odważniej niż trzy tygodnie temu przed własną publicznością. Gospodarze też nie zamierzali się bronić. Najbardziej aktywny był Leo Messi, swoimi rajdami nieustannie wzbudzał alarm w obronie rywali, po przerwie wreszcie trafił do bramki i zakończył emocje.
Barcelona pokazuje w tym sezonie dwie twarze. Tę lepszą zostawia na Ligę Mistrzów. Po sobotniej wyjazdowej wpadce z Valladolid, która może ją kosztować tytuł w Hiszpanii, pisano, że zagrała żałośnie. Dziś znów wspięła się na swój poziom i siódmy raz z rzędu jest w ćwierćfinale. - To był jeden z naszych najlepszych meczów w sezonie - ocenił trener Katalończyków Gerardo Martino. Barcelonie nie przeszkodziły błędne decyzje sędziego (nieuznany gol Neymara i niepodyktowany rzut karny po faulu Joleona Lescotta na Messim).