Atletico po 1:1 na Camp Nou do awansu wystarczał bezbramkowy remis, ale w Madrycie nikt się nie zamierzał bronić. Prowadzący ten mecz sędzia Howard Webb w grze nie przeszkadzał, wręcz przeciwnie - pozwalał na wiele. Przewaga gospodarzy w pierwszym kwadransie była ogromna, Barcelona wyglądała na zaskoczoną, co najlepiej pokazała sytuacja z piątej minuty, gdy straciła gola. Zawodnicy Diego Simeone robili w polu karnym, co chcieli. Adrian Lopez potężnym strzałem trafił w słupek, obrońcy piłki wybić nie potrafili, aż w końcu Koke pokonał Jose Pinto.
Ale to jeszcze o niczym nie przesądzało. Cztery poprzednie spotkania Atletico z Barceloną w tym sezonie kończyły się remisami, w każdym z nich Katalończycy musieli odrabiać straty i im się to udawało. Tym razem okazali się jednak bezradni. Tiki-taką meczów się już nie wygrywa. Przynajmniej nie z tak zdeterminowanym przeciwnikiem. Czas wreszcie wymyślić coś nowego. – Sami jesteśmy sobie winni. Zabrakło nam skuteczności. Gratuluję rywalom. Jestem ciekaw, co jeszcze pokażą w Lidze Mistrzów – powiedział Xavi.
Warto w tym momencie przypomnieć, że w poprzednich sześciu sezonach ten, kto eliminował Barcelonę, triumfował w całych rozgrywkach. Katalończykom pozostaje teraz walka o Puchar Króla (16 kwietnia finał z Realem Madryt) i mistrzostwo Hiszpanii. W ostatniej kolejce znów zmierzą się z Atletico, to może być mecz decydujący o tytule. W pełni zdrowy powinien być wtedy Diego Costa, na razie wciąż leczy kontuzję, której doznał tydzień temu.