W trzecim (i ostatnim) Gran Derbi w tym sezonie zespół Carlo Ancelottiego musiał radzić sobie bez kontuzjowanego Cristiano Ronaldo, który pierwszy raz, odkąd występuje w Realu, nie zagrał z Barceloną.
Piłkarze Dumy Katalonii grozili, że w finale rozgrywek o Puchar Króla bezlitośnie wykorzystają osłabienie rywali. Tym bardziej, że po utracie szansy na mistrzostwo Hiszpanii (ostatnio w lidze Barcelona przegrała z Granadą 0:1) i odpadnięciu z Ligi Mistrzów są wyjątkowo głodni sukcesu. Poza tym na ich korzyść przemawiała statystyka. Barcelona zdobyła królewskie trofeum 26 razy, najwięcej ze wszystkich drużyn.
Jednak wydarzenia na boisku dość szybko ostudziły zapał piłkarzy Gerardo Martino. W 11. minucie bramkę dla Realu zdobył Angel di Maria. Zawodnicy Barcelony już wiedzieli, że nie są myśliwymi, lecz zwierzyną.
Real cały czas atakował, ale nie potrafił strzelić kolejnego gola. Również mistrzowie Hiszpanii nie znajdowali sposobu na pokonanie Ikera Casillasa.
Dopiero po przerwie nadzieja zagościła w sercach kibiców Barcelony. W 68. minucie kataloński zespół wykonywał rzut rożny. Defensywa Realu zignorowała młodego obrońcę rywali Marca Bartrę. Pozbawiony krycia zawodnik bez problemu zdobył wyrównującą bramkę strzałem głową. Bartra stał się bohaterem całej Katalonii. Na chwilę.