Kiedy spotykają się dwie drużyny tracące najmniej goli w swoich ligach, trzeba się spodziewać, że mecz będzie wyglądał tak jak ten wczorajszy na stadionie Vicente Calderon. Ale niedosyt pozostał.
Atletico, choć wciąż jest jedynym niepokonanym zespołem w tym sezonie Ligi Mistrzów, może się czuć rozczarowane. Próbowało, oddało 26 strzałów, w tym dziesięć celnych, ale szczelnego muru gości przebić nie było w stanie. Chelsea przyjechała, by się bronić, i plan Jose Mourinho zrealizowała perfekcyjnie. Bez ofiar się jednak nie obyło.
Już w 18. minucie z boiska zejść musiał Petr Cech. Bramkarz, który dopiero co wygrał walkę z chorobą, ucierpiał w zamieszaniu przy rzucie rożnym. Zmienił go 41-letni Australijczyk Mark Schwarzer, stając się najstarszym zawodnikiem w historii fazy pucharowej LM. Zagrał solidnie, obronił m.in. groźne strzały Mario Suareza zza pola karnego i Gabiego z rzutu wolnego.
Do porównań Cecha z Thibautem Courtoisem, wypożyczonym do Atletico z Londynu, okazji więc nie było. Młody Belg wiele pracy nie miał (mimo zapisu w umowie między klubami UEFA zezwoliła na jego występ), Chelsea zainteresowana grą w piłkę za bardzo nie była. Ale gdy brakuje najlepszych strzelców, trzeba wymyślić plan zastępczy.
Eden Hazard nie doszedł jeszcze do zdrowia po kontuzji, której doznał w rewanżu 1/4 finału z Paris Saint-Germain, i w Madrycie nie usiadł nawet na ławce. Samuel Eto'o urazu doznał na poniedziałkowym treningu. Mourinho nie miał wyjścia, w ataku wystawił krytykowanego przy każdej możliwej okazji Fernando Torresa.