W styczniu hiszpańskie media ujawniły, że Barcelona zapłaciła za brazylijskiego piłkarza więcej, niż deklarowała. Według oficjalnych informacji kwota transferu wynosiła 57,1 miliona euro. W rzeczywistości Neymar kosztował 86,2 miliona.
Urząd skarbowy od razu zainteresował się tą sprawą. Śledztwo trwało, a Rosell cały czas przekonywał, że cała transakcja odbyła się zgodnie z prawem. Barcelona nie zataiła żadnych dochodów.
Ale mimo zapewnień o niewinności i tak podał się do dymisji. Były już prezes mówił wtedy, że odchodzi, ponieważ jego czas w klubie dobiegł końca i nie ma to żadnego związku z oskarżeniami o oszustwa finansowe. Bał się za to o bezpieczeństwo swojej rodziny (podobno otrzymywał wiadomości z pogróżkami) oraz o dobre imię zespołu z Camp Nou, które mogłoby ucierpieć w związku z „niesprawiedliwymi oskarżeniami”.
Ale następca Rosella, Josep Maria Bartomeu, przyznał, że oskarżenia nie były do końca zmyślone. Potwierdził, że klub zapłacił za Neymara więcej, niż deklarował. Od kwoty transferu należało odprowadzić 24,7 proc. podatku. Zatem ubiegłoroczny mistrz Hiszpanii jest winien fiskusowi ok. 9,1 miliona euro.
W lutym zarzuty oszustwa podatkowego postawiono Barcelonie. Teraz przed sądem będzie musiał stanąć również Rosell. Pierwsza rozprawa, na której pojawią się były prezes i pełnomocnik klubu, 13 czerwca.