Jeszcze dzisiaj rano wydawało się to nieprawdopodobne, a jednak Legia nie zagra w ostatniej rundzie eliminacji do Ligi Mistrzów.
Wynik rewanżowego meczu z Celtic Glasgow został przez UEFA zweryfikowany i mistrz Polski przegrał walkowerem 0:3. Stało się tak, bo na ostatnie trzy minuty meczu w Edynburgu wszedł na boisko Bartosz Bereszyński, który nie odbył kary za kartki.
Z punktu widzenia stanowionego przez UEFA prawa wszystko jest w porządku, choć ze sprawiedliwością rozumianą po ludzku nie ma to nic wspólnego. Legia pierwszy mecz wygrała 4:1 (gdyby jej kapitan Ivica Vrdoljak wykorzystał choć jeden z dwóch rzutów karnych, nawet walkower w rewanżu, by Szkotom nie pomógł). W Edynburgu też wygrała 2:0. Na boisku była tylko jedna drużyna, ale to nie wystarczyło do awansu, bo ostatnie słowo mieli prawnicy.
Legia straciła bardzo dużo pieniędzy i naraziła się na śmieszność. Tylko drużyna wie , kto personalnie jest winien – kierownik zespołu czy ktoś inny.
Jedno natomiast nie ulega wątpliwości – właściciele Legii Dariusz Mioduski i Bogusław Leśnodorski (obaj są prawnikami) powinni uderzyć się we własne piersi tak, że zadudni. To oni tworzą strukturę klubu, dobierają ludzi, płacą im i za nich odpowiadają. Tym razem to nie kibice z racami i nie słabi piłkarze narazili Legię na straty. Tu winni są szefowie, którzy nie potrafili zespołowi zapewnić profesjonalnego wsparcia.