Ma 20 lat, zdążył już zostać okrzyknięty następcą Lewandowskiego, a następnie, gdy nie przebił się w żadnym z trzech zagranicznych klubów, które zwiedził w ciągu półtora roku, niemal pogrzebano go żywcem.
W jego wieku Lewandowski dopiero przechodził z pierwszoligowego Znicza Pruszków do Lecha Poznań. A Milik jako 18-latek został sprzedany z Górnika Zabrze do Bayeru Leverkusen. Nie poradził sobie na wypożyczeniu w Augsburgu, ale w tym sezonie zgłosił się po niego kolejny klub z renomą – Ajax Amsterdam.
To wyglądało na dobry pomysł, bo Eredivisie jest ligą, w której wszystkie zespoły grają bardzo ofensywnie, nikt się nie boi stawiać na młodzież. Niestety, Milik w pierwszej kolejce zagrał słabo i stracił miejsce w składzie – w następnych trzech meczach nawet nie podniósł się z ławki.
– W meczu z Vitesse wypadłem blado. Wiem o tym. W kolejnych czekałem na wejście na boisko, byłem na to gotowy. Trener podjął jednak inną decyzję, ale to dopiero początek sezonu. Wciąż jestem przekonany, że przenosiny do Ajaksu to był dobry ruch – mówi piłkarz.
Na zgrupowanie reprezentacji Milik przyjechał przygaszony. Nie chciał rozmawiać z mediami, chociaż twierdzi, że nie ma to nic wspólnego z jego sytuacją klubową. Po prostu szuka ciszy i spokoju. Na treningach prezentuje się jednak bardzo dobrze. – Nie korzystam z porad psychologa, na razie radzę sobie sam. Wiem, że muszę być cierpliwy. Nie mam oczywiście pewności, ale wydaje mi się, że niedługo dostanę kolejną szansę w Ajaksie – twierdzi.