Ekstraklasa piłkarska - Legia - Lech 2:2

Ostatnio mecze Legii z Lechem raczej rozczarowywały. W sobotę jednak doczekaliśmy się prawdziwego spektaklu – godnego hitu ekstraklasy.

Publikacja: 27.09.2014 23:39

Trener Legii Warszawa Henning Berg

Trener Legii Warszawa Henning Berg

Foto: Fotorzepa, pn Piotr Nowak

Legia po raz pierwszy za kadencji trenera Henninga Berga przegrywała dwiema bramkami. I chociaż po pierwszej połowie wydawało się, że Lech nie wypuści tego zwycięstwa z rąk, to gol strzelony przed Dossę Juniora w ostatniej minucie meczu, sprawił, że w drogę powrotną do Poznania udali się wyjątkowo rozczarowani.

Lech przyjeżdżał do Warszawy jak na stracenie. Nie dość, że trener Legii Henning Berg tym razem nie bawił się w rotacje ze składem – i to mimo zbliżającego się wyjazdowego meczu z Trabzonsporem w najbliższy czwartek - i wystawił swoją teoretycznie najsilniejszą jedenastkę, to Lecha jeszcze przetrzebiły kontuzje.

Maciej Skorża został właściwie bez klasycznego napastnika – urazu w pucharowym meczu z Wisłą doznał Zaur Sadajew, a Vojo Ubiparib leczy się już od dłuższego czasu. Skorża musiał więc w ataku postawić na 18-letniego Dawida Kownackiego, który zazwyczaj grywa jako ofensywny pomocnik, a nie środkowy napastnik. Na domiar złego już na rozgrzewce kontuzja wyeliminowała z gry Gergo Loverncsicsa.

Tyle że Skorża wcale nie przyjechał do Warszawy atakować. Plan Lecha na hitowy mecz ekstraklasy był prosty – sparaliżować Legię, zagęścić środek pola i liczyć na stałe fragmenty gry, oraz kontrataki. Plan niewyglądający na specjalnie przebiegły, ani nowatorski (przy Łazienkowskiej goście zazwyczaj z podobnym nastawieniem wychodzą na murawę) – ale plan bardzo skuteczny. Skorża w środku drugiej linii znalazł miejsce nawet dla nominalnego trzeciego środkowego obrońcy – Huberta Wołąkiewicza. Wszystko po to, by duet napędzający grę warszawian – Miroslav Radović i Ondrej Duda został pozbawiony miejsca i podań. I został, a Legia wróciła do żywych dzięki... dośrodkowaniu Tomasza Brzyskiego, które niespodziewanie wpadło do bramki. Lewy obrońca Legii nawet nie ukrywał po meczu, że kwadrans przed końcem wcale nie strzelał, tylko próbował podawać.

O ile Lech miał przynajmniej pomysł i plan na to spotkanie, to Legia wyszła jakby rozpieszczona płynącymi zewsząd pochwałami. Rozleniwiona i przede wszystkim grzesząc pychą. Dopiero po przerwie warszawianie zaczęli grać jak przystało na mistrza Polski, ale już mieli dwa gole do odrobienia.

Pierwszego gola legioniści stracili po rzucie rożnym i festiwalu pomyłek. W całym tym zamieszaniu najlepiej odnalazł się stoper Lecha – Marcin Kamiński, który z bliska zdobył bramkę. Sześć minut później wypalił drugi z pomysłów Macieja Skorży na grę ofensywną Lecha. Piłkę w środku pola przejęli poznaniacy, wyszli z kontratakiem, i znowu przy dużej dozie szczęścia (próbował strzelać Szymon Pawłowski, ale wyszło mu podanie do Dariusza Formelli) i całkowicie niezrozumiałej postawie Dossy Juniora, piłka znalazła się w siatce Legii.

W tygodniu przed meczem Legia ogłosiła, że nowym współwłaścicielem klubu został Maciej Wandzel – były członek rady nadzorczej Lecha, zaufany człowiek właściciela Kolejorza – Jacka Rutkowskiego. Wandzel, wspólnik Bogusława Leśnodorskiego w funduszu inwestycyjnym Black Lion, jeszcze do piątku był przedstawicielem poznańskiego klubu w radzie nadzorczej Ekstraklasy SA.

Dotychczas przed meczami piłkarskimi podgrzewano raczej atmosferę puszczając kontrolowane przecieki do prasy o zainteresowaniu piłkarzem najbliższego rywala. W polskiej lidze od jakiegoś czasu sprawy pozaboiskowe są jakby ważniejsze – największą gwiazdą ekstraklasy, a przynajmniej najbardziej medialną postacią, jest prezes klubu (Leśnodorski), więc i transfery dyrektorów zaczęły się przedostawać na czołówki gazet.

Legia może stracić pozycję lidera, już w niedzielę, pod warunkiem, że w derbach Krakowa, Wisła pokona Cracovię. Lech pierwsze dni po wizycie przy Łazienkowskiej spędzi na leczeniu kaca. Prowadzić dwiema bramkami w Warszawie i dać sobie zabrać trzy punkty.

Legia Warszawa - Lech Poznań 2:2 (0:2)

Bramki:

0:1 Marcin Kamiński (33), 0:2 Dariusz Formella (39), 1:2 Tomasz Brzyski (76), 2:2 Dossa Junior (90+1).

Żółta kartka

- Legia Warszawa: Łukasz Broź, Dossa Junior. Lech Poznań: Tomasz Kędziora, Marcin Kamiński, Barry Douglas, Maciej Gostomski.

Sędzia:

Bartosz Frankowski (Toruń). Widzów 26 500.

Legia Warszawa:

Dusan Kuciak - Łukasz Broź, Jakub Rzeźniczak, Dossa Junior, Tomasz Brzyski - Michał Żyro, Ivica Vrdoljak, Tomasz Jodłowiec, Ondrej Duda (75. Marek Saganowski), Michał Kucharczyk (46. Orlando Sa) - Miroslav Radovic.

Lech Poznań:

Maciej Gostomski - Tomasz Kędziora, Hubert Wołąkiewicz, Marcin Kamiński, Barry Douglas - Dariusz Formella (71. Muhamed Keita), Łukasz Trałka, Kasper Hamalainen (80. Szymon Drewniak), Maciej Wilusz, Szymon Pawłowski - Dawid Kownacki (87. Luis Henriquez).

Legia po raz pierwszy za kadencji trenera Henninga Berga przegrywała dwiema bramkami. I chociaż po pierwszej połowie wydawało się, że Lech nie wypuści tego zwycięstwa z rąk, to gol strzelony przed Dossę Juniora w ostatniej minucie meczu, sprawił, że w drogę powrotną do Poznania udali się wyjątkowo rozczarowani.

Lech przyjeżdżał do Warszawy jak na stracenie. Nie dość, że trener Legii Henning Berg tym razem nie bawił się w rotacje ze składem – i to mimo zbliżającego się wyjazdowego meczu z Trabzonsporem w najbliższy czwartek - i wystawił swoją teoretycznie najsilniejszą jedenastkę, to Lecha jeszcze przetrzebiły kontuzje.

Pozostało jeszcze 85% artykułu
Piłka nożna
Stefan Szczepłek: Legia zdobyła Puchar Polski i uratowała sezon
Piłka nożna
Puchar Polski. Legia śrubuje rekord i ratuje sezon, Pogoń znów bez trofeum
Piłka nożna
W Liverpoolu zatrzęsła się ziemia, bo Alexis Mac Allister strzelił gola
Piłka nożna
Finał Pucharu Polski na PGE Narodowym. Kamil Grosicki chce wygrać dla córki
Materiał Promocyjny
Tech trendy to zmiana rynku pracy
Piłka nożna
Liga Mistrzów. Wieczór efektownych bramek w Barcelonie
Materiał Partnera
Polska ma ogromny potencjał jeśli chodzi o samochody elektryczne