Słyszałem, że mam grać od pierwszej minuty za Robertem Lewandowskim, z opaską kapitana na rękawie, i wykonywać wszystkie rzuty wolne. Inaczej mówiąc, będę miał podobną rolę jak w Śląsku. Niestety, mogę tylko pomarzyć, bo wiem, że to nierealne. Ale jak już człowiek tu jest, to wiadomo, że chciałby zagrać i mieć wpływ na wynik. Czujemy wszyscy rodzaj szczególnej odpowiedzialności. Każdy chciałby wziąć udział w meczu, w którym pierwszy raz pokonujemy Niemców, w dodatku aktualnych mistrzów świata. Nie udało się to lepszym od nas polskim piłkarzom.
To dlaczego wam ma się udać?
Z jednej strony trudno o nas powiedzieć, że jesteśmy złotym pokoleniem. Takie było w latach 70. Z Deyną, Lubańskim, Latą, Gadochą, potem Bońkiem. Z drugiej grupa zawodników, która się tu zebrała, ma bardzo duży potencjał. Można z nas zbudować wartościową drużynę. Nie wypadliśmy sroce spod ogona, każdy ma doświadczenia wyniesione z ważnych meczów klubowych za granicą. Znamy swoje miejsce, ale nie pękamy.
Pana do kadry powoływał jeszcze trener Zbigniew Boniek.
No właśnie. Miałem wtedy 20 lat, a w CV mogłem napisać, że strzeliłem bramkę z wolnego Davidowi Seamanowi na stadionie w Manchesterze. I kiedy trener Boniek odszedł, byłem załamany, bo wydawało mi się, że to koniec. Dziś mam 32 lata, a trener Adam Nawałka sprawił, że po słabszym okresie znów chce mi się grać.
Jak to? Przecież jeszcze pan nie zagrał, od kiedy on pracuje z kadrą.