Po tiki-tace zostało tylko echo

Słaby Messi, słaby Suarez, Barcelona rozbita w Madrycie. Bez Mourinho jest przyjemniej.

Publikacja: 27.10.2014 01:09

Pepe (z prawej) i Leo Messi. Górą zwykle był ten pierwszy

Pepe (z prawej) i Leo Messi. Górą zwykle był ten pierwszy

Foto: AFP

Barcelona jechała na Santiago Bernabeu jako drużyna niepokonana w La Liga. Z ośmiu meczów wygrała siedem, nie straciła żadnej bramki. Dziewiąte spotkanie w sezonie wszystko zmieniło.

Trener Katalończyków Luis Enrique pierwszy raz wystawił Luisa Suareza, który utworzył atak z Neymarem i Leo Messim. I właśnie oni byli najbardziej widoczni na początku. Już w 4. minucie Neymar swobodnie minął dwóch obrońców i strzelił w dolny róg bramki. Kilka minut później, po podaniu z prawej strony, strzał Messiego obronił Iker Casillas. To był bardzo ważny moment, bo przy prowadzeniu 2:0 Barcelona mogłaby dyktować warunki.

Tak się nie stało i w miarę upływu czasu przewagę zaczęli osiągać gospodarze. Wyrównał w 35. min Cristiano Ronaldo z karnego, po tym jak piłka trafiła w rękę leżącego na trawie Gerarda Pique. Prowadzenie 2:1 dał Realowi Pepe – strzałem głową po rzucie rożnym (50. min). Na 3:1 podwyższył Karim Benzema (61) po akcji z Jamesem Rodriguezem i wcześniejszym nieporozumieniu między obrońcami Barcy.

Real miał jeszcze dwie bardzo dobre sytuacje, a Barcelona ani jednej. Leo Messi rozegrał jeden z najsłabszych meczów w sezonie. Luis Suarez po blisko czteromiesięcznej przerwie jeszcze nie jest w formie, a przynajmniej słabo wyglądała jego współpraca z partnerami. Linia pomocy nie potrafiła rozbijać ataków Realu, kiedy w drugiej połowie boisko opuścili Xavi (też mało widoczny) i Andres Iniesta (kontuzja), Barcelona była już drużyną rozbitą. Real znakomicie to wykorzystał. Luka Modrić nie miał ani jednego niecelnego podania. Isco udanie zastąpił kontuzjowanego Garretha Bale'a.

W grze Barcelony widać jeszcze echa tiki-taki, która tym razem poniosła klęskę. Kiedy Messi i Neymar są dobrze pilnowani (z wyjątkiem sytuacji bramkowej Brazylijczyka), z gry „tysiąca podań" niewiele wynika. W porównaniu ze stylem Barcelony gra Realu była znacznie prostsza i opierała się na prostopadłych podaniach. Przy takich szybkich zawodnikach jak Cristiano Ronaldo, Karim Benzema, a w tym meczu także Isco, a nawet lewy obrońca Marcelo, to było znacznie skuteczniejsze niż koronkowa gra Barcy.

Mecz, w miarę ostry, nie był jednak brutalny. Kiedy na ławce nie ma Jose Mourinho, jest znacznie przyjemniej, a zawodnicy i trenerzy bardziej się szanują. Barcelona nadal prowadzi, ale Real ma do niej już tylko punkt straty.

Barcelona jechała na Santiago Bernabeu jako drużyna niepokonana w La Liga. Z ośmiu meczów wygrała siedem, nie straciła żadnej bramki. Dziewiąte spotkanie w sezonie wszystko zmieniło.

Trener Katalończyków Luis Enrique pierwszy raz wystawił Luisa Suareza, który utworzył atak z Neymarem i Leo Messim. I właśnie oni byli najbardziej widoczni na początku. Już w 4. minucie Neymar swobodnie minął dwóch obrońców i strzelił w dolny róg bramki. Kilka minut później, po podaniu z prawej strony, strzał Messiego obronił Iker Casillas. To był bardzo ważny moment, bo przy prowadzeniu 2:0 Barcelona mogłaby dyktować warunki.

Piłka nożna
Derby dla Barcelony. Trzy gole w pół godziny, a później emocje opadły
Materiał Promocyjny
Z kartą Simplicity można zyskać nawet 1100 zł, w tym do 500 zł już przed świętami
Piłka nożna
Kto chce grać z Rosjanami w piłkę?
Piłka nożna
Jerzy Piekarzewski. Tu zawsze brakuje 99 groszy do złotówki
Piłka nożna
Stefan Szczepłek: Trzeba dbać o pamięć Kazimierza Deyny, ale nikt nie chce pomóc
Materiał Promocyjny
Strategia T-Mobile Polska zakładająca budowę sieci o najlepszej jakości przynosi efekty
Piłka nożna
Wraca portugalska szkoła. Manchester United wybrał nowego trenera