Reklama

Przepowiednia Beenhakkera

Grzegorz Krychowiak, pomocnik Sevilli o sobie i reprezentacji Polski na trzy dni przed meczem z Irlandią w Dublinie.

Publikacja: 25.03.2015 20:08

Przepowiednia Beenhakkera

Foto: Fotorzepa

Rzeczpospolita: Nie ma pan poczucia, że ta drużyna zaczyna mieć liderów – Lewandowski, Glik, pan...

Grzegorz Krychowiak: Jeszcze rok temu nasi czołowi piłkarze nie odgrywali tak ważnych ról w tak dobrych klubach w Europie. Widać postęp i przekłada się to na reprezentację. Nabraliśmy pewności siebie, umiemy coraz więcej, zaczynamy realizować wizję trenera. Poprawiliśmy przede wszystkim grę w obronie, widzimy też naszą siłę w grze z kontrataku.

Debiutował pan w pierwszej reprezentacji jako 17-latek w meczu z Serbią, jeszcze u Leo Beenhakkera. Wtedy był pan cudownym dzieckiem polskiej piłki...

To był moment, gdy w Kanadzie na mistrzostwach świata do lat 20 wyszedł mi jeden rzut wolny, w meczu z Brazylią... Inna sprawa, że trzeba wiedzieć, kiedy taki strzał ma wyjść. Innym się udawało na treningach, mnie w meczu otwarcia przeciwko Canarinhos. Dostałem od Beenhakkera szansę, pojawiłem się na zgrupowaniu pierwszej reprezentacji, ale wiedziałem, że przede mną jeszcze mnóstwo pracy...

Beenhakker się w panu zakochał jeszcze przed golem z Brazylią i głośno o tym mówił...

Reklama
Reklama

Powiedział mi, że gdy będę miał 25 lat, będę grał w wielkim europejskim klubie. Pamiętam to.

Czyli była faza cudownego dziecka?

O wielu zawodnikach z tamtej drużyny mówiło się, że mają wielki talent, że niedługo trafią do pierwszej reprezentacji. Ale to jest bardzo długa i kręta droga, wymaga mnóstwo pracy i poświęcenia.

I zdawał pan sobie sprawę z tego jako 17-latek?

To był czas, gdy przechodziłem z Polski do Bordeaux. Wiedziałem, że to jest gigantyczna szansa i nie mogę jej przegapić. Wiedziałem, że takich zawodników jak ja, jest w Bordeaux przynajmniej 60 i każdy z nich chce skończyć jako profesjonalny piłkarz. Wyjazd w wieku 15 lat za granicę nie jest łatwy, ale już wtedy wiedziałem, że muszę ciężko pracować i się w pełni temu poświęcić.

Tak twardo stąpał pan po ziemi jako nastolatek?

Reklama
Reklama

Gdy w Bordeaux patrzyłem na ośrodek klubowy, te wszystkie boiska, liczbę piłkarzy, na możliwości, jakie ten klub stwarza młodym zawodnikom, to zdawałem sobie sprawę z ogromnej szansy. Nic tylko grać, o nic nie musisz się martwić, autobus przyjeżdża po ciebie i odwozi do szkoły, później przywozi z powrotem do akademii.

I faktycznie takich jak pan było 60? Czy był pan jednym z najlepszych?

Gdy przyjechałem z Polski, byłem jednym z najgorszych. Zdecydowanie. Każdego roku trzech, czterech najzdolniejszych juniorów kończy z kontraktem profesjonalnym. Ale wtedy zaczynają się prawdziwe schody, bo wielu się wydaje, że właśnie osiągnęli swój cel. Tymczasem w tym momencie tak naprawdę wszystko się zaczyna, okazuje się, czy naprawdę zaistniejesz w piłce i będziesz grał, czy nie. Bardzo wiele zawdzięczam panu Andrzejowi Szarmachowi, który się mną opiekował i prowadził mnie podczas pobytu we Francji. Kierował moją karierą odpowiednio. Był moment, gdy mi nie szło. Bordeaux to były jeszcze dla mnie za wysokie progi, to był zespół, który pod wodzą Laurenta Blanca występował w Lidze Mistrzów. Zdałem sobie wtedy sprawę, że będzie ciężko dostać się do seniorów, i Szarmach powiedział mi, żebym poszedł do trzeciej ligi i spokojnie, stopień po stopniu piął się do góry.

Nie miał pan wątpliwości?

Miałem. To nie było łatwe do zaakceptowania. Pamiętam, jak pojechałem na pierwszy trening w trzecioligowym Reims. Myślałem, że sobie na spokojnie poklepię piłeczką, na luzie. Tymczasem już na pierwszym treningu była ostra walka o miejsce w składzie. Nie było lekko. Wtedy zdałem sobie sprawę, że nawet w trzeciej lidze nikt mi niczego na tacy nie poda.

Wtedy zaczął się drugi etap w pana karierze. Z cudownego dziecka stał się pan zmarnowanym talentem...

Reklama
Reklama

W Polsce ludzie łapali się za głowy, że chłopak, który powinien już grać w reprezentacji wylądował w trzeciej lidze francuskiej. Ale Szarmach mi powtarzał, żebym się w ogóle tymi głosami nie przejmował i powoli szedł do celów, które sobie wyznaczyłem. Ale to nie było dla mnie łatwe, gdy grałem w drugiej lidze i patrzyłem, jak moi koledzy z Bordeaux występują w ćwierćfinale Ligi Mistrzów. Przecież ja chciałem grać tak jak oni. Ale poprzez pracę i dzięki radom Szarmacha doszedłem tu, gdzie jestem.

Czyli do trzeciego etapu – bycia prawdziwą gwiazdą i jednym z najważniejszych zawodników reprezentacji.

Kiedy trafiłem do Sevilli, klubu, który jest ważny w Europie, wiedziałem, że zacznie się też więcej ode mnie wymagać w kadrze. I chcę tej drużynie dawać więcej.

Myśli pan, że przepowiednia Beenhakkera już się sprawdziła, że to jest ten wielki klub, który miał na myśli?

Chyba nie.

Reklama
Reklama

Czyli będzie lepiej?

Pracuję by tak się stało.

Już latem?

Czas pokaże.

Kto był bardziej od pana utalentowany w akademii Bordeaux i w reprezentacji Polski do lat 20, tej z Kanady?

Reklama
Reklama

W kadrze wyróżniał się przede wszystkim Dawid Janczyk, który strzelił na mistrzostwach pięć goli. W Sevilli występuję razem z Everem Banegą, który brał udział w tamtych mistrzostwach w barwach Argentyny. Rozmawialiśmy niedawno i wymieniał piłkarzy, którzy awansowali do pierwszej reprezentacji: Sergio Aguero, Angel Di Maria, Pablo Piatti, Emiliano Insua, w sumie ośmiu, dziewięciu i w dodatku grają dziś w czołowych klubach świata. A od nas może dwóch, trzech zaistniało w dorosłym futbolu. U nas coś jest, czy też było, ewidentnie nie tak ze szkoleniem.

A wśród kolegów w Bordeaux, kto uchodził za większy talent i gdzie dziś są?

Gregory Sertić jest kapitanem Bordeaux, Gabriel Obertan poszedł do Manchesteru United, a dziś jest w Newcastle.

Czy to pan zrobił największą karierę, ten twardo stąpający po ziemi?

Chyba trudno tak powiedzieć.

Reklama
Reklama
Piłka nożna
Czy Widzew rozbije bank? Kolejny transferowy rekord Ekstraklasy na horyzoncie
Piłka nożna
FIFA The Best. Ewa Pajor, Robert Lewandowski i Wojciech Szczęsny bez nagród
Piłka nożna
Zinedine Zidane bliżej powrotu na trenerską ławkę. Jest ustne porozumienie
Piłka nożna
Przy Łazienkowskiej czekają na zbawcę. Legia kończy rok na dnie, niechlubny rekord pobity
Piłka nożna
Kacper Potulski. Strzelił gola Bayernowi, może wkrótce sprawdzi go Jan Urban
Materiał Promocyjny
Lojalność, która naprawdę się opłaca. Skorzystaj z Circle K extra
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama
Reklama