Jeszcze kilkanaście dni temu Niemcy byli według europejskich mediów pogrążeni w kryzysie, a brukowiec „Bild" po porażce z Anglikami 2:3 pisał, że zawodnicy Joachima Loewa dostaną we Francji od Polski łomot. Chyba pierwszy raz niemieckie media bały się naszej reprezentacji.
Kilka dni później wszystko jednak wróciło do normy. Mistrzowie świata w Monachium rozbili Włochów 4:1, a powinni odnieść jeszcze wyższe zwycięstwo.
Loew nigdy nie należał do ulubieńców mediów, szczególnie tabloidów, które miały mu za złe, że nie chciał z nimi współpracować. Na brazylijski mundial niemiecki selekcjoner jechał jak skazaniec. Wiadomo było, że tylko mistrzostwo świata może go ocalić. Po turnieju pojawiły się nawet plotki, że odejdzie, zmęczony zamieszaniem wokół siebie.
Podpisał jednak nowy kontrakt – obowiązujący do końca MŚ 2018 – i odrzucił kilka propozycji z klubów. Wciąż wierzy, że może poprowadzić swoich zawodników do kolejnych dwóch tytułów.
I to pomimo trudności, jakie zaczęły się piętrzyć przed Niemcami po zdobyciu mistrzostwa świata: kontuzje, przebudowa drużyny, z której odeszło wielu czołowych zawodników z kapitanem Philippem Lahmem oraz Miroslavem Klose na czele. Wszystko to zresztą wiemy – niczego nie ujmując drużynie Adama Nawałki, nasze pierwsze zwycięstwo nad Niemcami w październiku 2014 roku to także efekt tych problemów.