Pożegnanie z Romanem

Świat futbolu próbuje zerwać więzi z rosyjskim kapitałem. Sprzedaż Chelsea Londyn ogłosił Roman Abramowicz.

Publikacja: 03.03.2022 20:11

Szef FIFA Gianni Infantino i Władimir Putin – łączy ich coś więcej niż interesy, może nawet przyjaźń

Szef FIFA Gianni Infantino i Władimir Putin – łączy ich coś więcej niż interesy, może nawet przyjaźń

Foto: Yuri Kadobnov/AP

Spotkanie wielkiej piłki z rublem było na początku XXI wieku jak miłość od pierwszego wejrzenia. Tak przynajmniej opisywał to sam Abramowicz. Oligarcha, który na przełomie wieków cieszył się już względami Władimira Putina, w 2003 roku porzucił prowadzenie biznesu z tylnego fotela i wszedł w światło reflektorów, nabywając klub Premier League.

To był kaprys młodego bogacza. Inwestycja obliczona na polityczny zysk oraz bezpieczeństwo, bo – jak kalkulował zapewne Abramowicz – właścicielowi angielskiej drużyny piłkarskiej trudno byłoby przepaść bez śladu. Inwestycje państwowe przyszły później.

Kurek musiał odkręcić sam Putin, skoro wpływy w świecie sportu zaczęły kupować państwowe spółki: Gazprom czy Aerofłot. Strumień pieniędzy popłynął nie tylko do krajowych ekip – tamtejsza liga już w 2008 roku wspięła się na szóstą lokatę w rankingu UEFA – ale także za granicę. Rosjanie postawili nie tylko na kluby, ale i na organizacje.

Parasol Putina

Korzenie przez lata zapuścili tak głęboko, że Komitet Wykonawczy Europejskiej Unii Związków Piłkarskich (UEFA) po inwazji na Ukrainę przez kilka dni nie miał śmiałości do zdecydowanych działań.

Federacja odebrała jedynie Sankt Petersburgowi – to rodzinne miasto Putina – finał Ligi Mistrzów i kazała przenieść mecze z udziałem agresora na neutralny grunt.

Udział w podejmowaniu tych wstydliwie ostrożnych decyzji mógłby wziąć szef Gazprom-Nieft Aleksander Djukow, ale wysłał zastępcę, bo przebywał na Kremlu, gdzie najważniejszych oligarchów wezwał sam Putin.

Kriestowskij w Sankt Petersburgu kilka miesięcy wcześniej był gospodarzem siedmiu meczów Euro 2020, więcej odbyło się tylko na Wembley. Kibice jadący tam na mecz Polaków mogli podziwiać nie tylko stadion, ale także Łachta Centr, czyli należący do Gazpromu najwyższy budynek w Europie.

Czytaj więcej

Roman Abramowicz ustępuje z kierowania Chelsea Londyn

Międzynarodowa Federacja Piłki Nożnej (FIFA) także zwlekała. Jeszcze kilka dni temu ważniejsze dla jej władz było zawieszenie dwóch afrykańskich federacji (Kenia, Zimbabwe), w których zarządzanie próbowali wmieszać się politycy, niż kwestia Rosjan atakujących Ukrainę. Zdecydowane działania wywołała dopiero stanowcza rekomendacja Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego (MKOl).

Rosjanie trafili na margines piłkarskiego świata – nie wystąpią w barażach o mundial, Spartak Moskwa przegrał walkowerem mecze Ligi Europy – choć FIFA szefuje dumny mieszkaniec katarskiej Dauhy, odznaczony przez Putina Orderem Przyjaźni, Szwajcar włoskiego pochodzenia Gianni Infantino.

To on w 2018 roku zapewniał, że mundial w Rosji będzie pokazem gościnności. Był lipcowy wieczór, stadion Łużniki. Francuzi pokonali Chorwatów w meczu finałowym, ale dekoracja się opóźniła. Putin lożę opuszczał powoli, choć lało, a z boiska wypatrywali go prezydenci krajów finalistów: Emmanuel Macron i Kolinda Grabar-Kitarović. Kiedy dotarł, ochroniarz rozłożył parasol. Nad Putinem, nie Grabar-Kitarović.

Infantino z szerokim uśmiechem łapał deszcz i przecierał łysinę, choć równie dobrze to on mógł trzymać parasol. Liczne zdjęcia obściskujących się panów przy okazji różnych imprez jasno dowodzą, że z Putinem łączy go coś więcej niż interesy – może nawet przyjaźń.

Brudna gra

Rosję szef FIFA odwiedzał w ostatnich latach regularnie, piłkarze pojechali tam także na Puchar Konfederacji (2017) czy mistrzostwa świata w futbolu plażowym (2021). Prawdopodobnie te wizyty pchnęły go do refleksji, że „cały świat jest zakochany w Rosji”, bo nie jest to jednak – jak przekonywali go podobno niektórzy – „kraj przemocy, rasizmu i biurokracji”.

Jego oraz Putina mogą łączyć nie tylko interesy, ale i tajemnica. Rosjanie nie zorganizowaliby mistrzostw świata bez brudnej gry. Głosowanie, podczas którego dostali imprezę, odbyło się w grudniu 2010 roku. FIFA sprezentowała też wtedy mundial Katarowi.

To były jedne z najbardziej skandalicznych głosowań w dziejach futbolu. Dziś większość ówczesnych członków Komitetu Wykonawczego jest skompromitowana. Pięciu – z przewodniczącym Seppem Blatterem na czele – federacja usunęła po wewnętrznych śledztwach. Czterech kolejnych zostało oskarżonych przez FBI w wielowątkowym śledztwie dotyczącym korupcji i prania brudnych pieniędzy.

Rosjanie opłacili m.in. Jacka Warnera – wzbogacił się w tamtym okresie o 5 mln euro, częściowo dzięki mającym siedzibę w USA firmom pracującym na rzecz rosyjskiej kandydatury – i Rafaela Salguero, który w pewnym momencie przyznał się nawet do przyjęcia łapówki, a później wyjaśniał, że jednak obiecanych pieniędzy nie dostał.

Czytaj więcej

Abramowicz sprzedaje Chelsea. Pieniądze trafią do ofiar wojny na Ukrainie

Kulisy głosowań próbował badać amerykański prawnik Michael Garcia. Od Rosjan usłyszał tylko, że korzystali z wypożyczonych laptopów, które wróciły już do właścicieli i zostały zniszczone.

Przygotował jednak 360-stronicowy raport wskazujący zapewne, że oba kraje dostały mundial za łapówki. Zapewne, bo jego pełna treść została utajniona, a kulisy targów wokół organizacji dwóch ostatnich mundiali znamy głównie dzięki dziennikarskim śledztwom oraz działalności Amerykanów.

Turniej odbył się w Rosji cztery lata po inwazji na Krym. Poprzednik Infantino, Szwajcar Sepp Blatter, cynicznie opowiadał, że „mundial może pomóc zaprowadzić pokój w regionie, który cierpi, bo piłka jest silniejsza niż jakikolwiek ruch”.

– Futbol w naszym kraju to coś więcej niż najpopularniejszy sport. Rosjanie kochają piłkę. To uczucie, które nazywamy miłością od pierwszego wejrzenia – mówił wówczas Putin. Ten zapalony hokeista i dżudoka zawsze doceniał wartość sportu, skoro już w 2000 roku mówił olimpijczykom lecącym do Sydney, że ich zwycięstwa zjednoczą naród bardziej niż setka politycznych sloganów.

Niewielu spodziewało się wówczas, że 14 lat później to igrzyska przyjadą do Rosji. Zimowa impreza w kurorcie Soczi kosztowała 50 mld dolarów i była najdroższą w dziejach olimpizmu. Rosyjskie inwestycje w sport wykroczyły daleko poza futbol.

Domów Gazpromu nie będzie

Igrzyska oraz mundial ugruntowały międzynarodową legitymizację Putina oraz pomogły w odbudowie wizerunku wewnątrz kraju. Dziś kluby i organizacje próbują zrywać z rosyjskim pieniądzem, który zaczął brudzić ręce bardziej niż kiedykolwiek wcześniej, ale zyski ze sportwashingu – polerowania wizerunku poprzez sport – zostały już odebrane.

Manchester United zakończył współpracę z Aerofłotem, a Gazpromu nie ma na koszulkach Schalke 04 Gelsenkirchen. Kiedy tam trafił – jako element miękkiego wsparcia dla projektu Gazociągu Północnego – niemieckie media pisały, że klub uprawia seks bez zabezpieczenia.

– Gazprom nie sprzedaje swoich produktów konsumentom, tylko rządom. To znak, że celem inwestycji nie musiała być gotówka, tylko prowadzenie polityki energetycznej – zauważa profesor Simon Chadwick, pisząc o „putinizacji” świata sportu.

Wartą 40 mln euro rocznie umowę z naftowym gigantem zerwała UEFA. To oznacza, że przy okazji finałów Ligi Mistrzów nie będzie urządzonych z przepychem „domów Gazpromu”. Budżet federacji nie jest jednak zagrożony. Mówimy jedynie o ułamku blisko 4-miliardowych przychodów federacji (dane z sezonu 2019/20), której fundamentem są wpływy z praw telewizyjnych.

Rozstanie z kustoszem

Everton zawiesił już kontrakty z rosyjskimi firmami powiązanymi z Aliszerem Usmanowem. To przyjaciel Putina i oligarcha, który w 2014 roku miał podobno pomagać materialnie oraz finansowo przy aneksji Krymu.

Nie wiadomo, jaki los czeka Bournemouth, którego właścicielem jest Maxim Demin. Jego rodaków w europejskiej piłce jest oczywiście więcej. Rosjanin Dmitrij Rybołowlew rządzi AS Monaco i Cercle Brugge, a Walerij Oyf opiekuje się Vitesse Arnhem.

Krok w tył już kilka dni temu zrobił sam Abramowicz, który przekazał codzienne zarządzanie Chelsea fundacji charytatywnej. – Od 20 lat uważam się za kustosza Chelsea. Zawsze podejmowałem decyzje, mając na względzie interes klubu – wyjaśniał, kokietując kibiców.

Pieniądze Abramowicza zamieniły Chelsea w jeden z najpotężniejszych klubów świata. Londyńczycy dwa razy wygrali Ligę Mistrzów i pięciokrotnie sięgnęli po mistrzostwo Anglii. Byli pionierami inwestycji bez opamiętania.

To Abramowicz wyznaczył ścieżkę krezusom ze Zjednoczonych Emiratów Arabskich, Kataru czy Arabii Saudyjskiej, próbującym polerować wizerunek poprzez sport.

Teraz zawisło nad nim widmo zakazu transakcji handlowych. Rosjanin w środę ogłosił, że klub jest na sprzedaż. Dziennikarze spekulują, że przez kilkanaście lat wyłożył na działalność Chelsea ponad 2 mld dolarów, ale nie liczy na zwrot inwestycji. Cena może być znacznie niższa.

– Nigdy nie chodziło o biznes, pieniądze czy mnie, tylko o miłość do piłki oraz klubu – mówi i obiecuje założenie fundacji charytatywnej wspierającej ofiary wojny na Ukrainie. – Zajmie się dostarczeniem kluczowych funduszy na pokrycie pilnych potrzeb oraz długoterminowym wsparciem odbudowy kraju – deklaruje Rosjanin, ale nie wiadomo, czy można mu wierzyć.

– Inwestycje rosyjskich kleptokratów w piłkę tolerowaliśmy zbyt długo – nie kryje brytyjska minister sportu i kultury Nadine Dorries i przekonuje, że doszliśmy do punktu zwrotnego, w którym rząd powinien się zastanowić nad sposobem sprawdzania potencjalnych właścicieli klubów.

Problem na Wyspach Brytyjskich jest poważny, bo struktura własnościowa tamtejszych ekip to wieża Babel, jeśli nie Dziki Zachód. Pieniądze na ekipy z Premier League wydają nie tylko Amerykanie, ale – przede wszystkim – fundusze z Abu Zabi (Manchester City) oraz Arabii Saudyjskiej (Newcastle United), które traktują futbol jako bilet do zdobywania wpływów.

Abramowicz chciałby odwiedzić Stamford Bridge jeszcze raz, może ostatni, aby pożegnać się z kibicami Chelsea. To słowa, które mogłyby posłużyć za drogowskaz dla innych rosyjskich biznesmenów. Może czas wybielania się poprzez sport dobiega końca. A przynajmniej chcielibyśmy mieć taką nadzieję.

Piłka nożna
Liga Mistrzów. Harry Kane poszedł w ślady Roberta Lewandowskiego
Piłka nożna
Manchester City - Real Madryt. Widowisko w Lidze Mistrzów, Vinicius Junior ukradł wieczór
Piłka nożna
Manchester City – Real Madryt. Mecz dwóch poranionych drużyn
Piłka nożna
Barcelona skorzystała z prezentu. Pomogła bramka Roberta Lewandowskiego
Piłka nożna
Takiego transferu w Polsce jeszcze nie było. Ruben Vinagre - najdroższy piłkarz Ekstraklasy