O tym, że Sousa grał cynicznie, wiemy od kilkudziesięciu godzin. Kiedy przedstawiał się w styczniu na pierwszej konferencji prasowej, dowartościowywał Polaków, powołując się na polskiego papieża. W Boże Narodzenie zamieścił na Twitterze swoje zdjęcie na tle sanktuarium Matki Boskiej w Fatimie z dłońmi ułożonymi w serduszko i życzeniami świątecznymi oraz noworocznymi.
Czytaj więcej
Paulo Sousa podpisał już kontrakt z nowym klubem - twierdzi dziennik "O Dia" z Rio de Janeiro. Wc...
A kiedy uduchowiony wrócił stamtąd do domu, zadzwonił do prezesa PZPN Cezarego Kuleszy z informacją, że chciałby przestać pracować z reprezentacją Polski, bo lepsze warunki daje mu klub w Brazylii, a to dla trenera szansa.
Kolacja na Mokotowie
Coś, o czym przed świętami pisali już dziennikarze, wydawało się szukaniem na siłę tematu w okresie, kiedy piłka śpi. Nikomu, kto przestrzega zasad i obyczajów, nie przyszłoby do głowy, że można z dnia na dzień zostawić reprezentację na trzy miesiące przed meczami barażowymi o finały mistrzostw świata, pozbawiając i siebie szansy na udział w najważniejszej imprezie. Paulo Sousie przyszło, i to pewnie znacznie wcześniej, ale i on, i jego agent przekonywali, że informacje płynące z Brazylii to fake newsy.
W połowie grudnia trener przyjechał do Warszawy na rozmowę z Cezarym Kuleszą. Dzień wcześniej spotkał się w gronie czterech osób bardzo mocno związanych z futbolem na kolacji w restauracji na Mokotowie. Snuł plany, przekonywał, że kraj tak duży i bogaty jak Polska zasługuje na silną reprezentację, a on jest tym człowiekiem, który ją zbuduje. Nic nie zapowiadało, że dwa tygodnie później podejmie decyzję o rezygnacji.