Mistrzowie Polski jechali do Krakowa po czwartkowym sukcesie, jakim było zwycięstwo nad Slavią Praga i awans do fazy grupowej Ligi Europy. Zmęczenie mogło mieć znaczenie, ale w ostatnich spotkaniach między Legią a Wisłą to bardziej doświadczenie i na ogół wyższa klasa legionistów dawały im przewagę i zwycięstwa. Do tych atutów dochodziła charakterystyczna dla Legii pewność siebie.
Tym razem było inaczej. Nie dość, że od pierwszych minut wiślacy atakowali gości już na ich połowie, znacznie utrudniając zbudowanie akcji, to sami przechodzili do ataku. Felicio Brown Forbes najpierw trafił z bliska piłką w poprzeczkę, a potem, po pięknym strzale z linii pola karnego - w słupek. Bardzo dobrą sytuację po podaniu Konrada Gruszkowskiego zmarnował Michal Skvarka, strzelając prosto w bramkarza.
Legia takich sytuacji nie miała. Tomas Pekhart bodaj ze dwa razy dotknął piłkę, Rafael Lopes był równie bezproduktywny, a Luquinhas, imponujący zwykle dryblingiem i podaniami, tracił piłkę wyjątkowo często. Pomocnicy Legii przegrywali walkę w środku boiska, a Artur Jędrzejczyk rozgrywał jeden z najsłabszych meczów w sezonie.
Nie wynikało to jedynie ze słabości legionistów, ale stanowiło efekt agresywnej gry Wisły, mającej teoretycznie słabszych zawodników. To przyniosło wiślakom sukces w 29. minucie. Piłkę na swoje połowie stracił Jędrzejczyk, przejął ją Aschraf El Mahdioui, podał prostopadle do Yawa Yeboaha. Ghańczyk przebiegł z piłką ponad dwadzieścia metrów, mając na plecach Bartosza Slisza, który nie był nawet w stanie zbyt szybkiego Yeboaha sfaulować. Ten podał do Forbesa, którego trzeci strzał w tym meczu przyniósł gola.
Mimo prowadzenia Wisła nie zmieniła sposobu gry, więc Legia wciąż była bezradna. Jej trener Czesław Michniewicz przeprowadził w przerwie dwie ryzykowne zmiany graczy. Obrońców Maika Nawrockiego i Mateusza Hołownię zastąpili piłkarze ofensywni: Kacper Skibicki i Mahir Emreli.