Spartak Trnawa jest wprawdzie mistrzem Słowacji, ale do europejskiego poziomu mu daleko. Nie ma się jednak co czepiać Słowaków, bo legionistom jeszcze dalej. Walczyli wprawdzie jak umieli, ale umieli niewiele. W dodatku Marko Vesović i Domagoj Antolić popisali się skrajną nieodpowiedzialnością. Obydwaj zostali ukarani czerwonymi kartkami w sytuacjach, do których sami doprowadzili. Vesović osłabił Legię przed przerwą, Antolić przed końcem meczu, kiedy jeszcze była szansa na odrobienie strat.

Przeczytaj też: W Trnawie jeden gol, za to dwie czerwone kartki

Kiedy popełnia się takie błędy, trudno myśleć o strzelaniu bramek. Legia miała dużą przewagę, co nie wynikało z jej dobrej gry, tylko taktyki Spartaka. Słowacy, mając dwubramkową przewagę wywiezioną z Warszawy, mogli stać i czekać co zrobi przeciwnik. A legioniści bili głową w mur, mieli dużą przewagę w rzutach rożnych, a gola strzelili po akcji, jakiej zapewne nigdy nie ćwiczyli na treningach.

Legia zaczęła lepiej grać kiedy na boisko wszedł Carlitos, a Michał Kucharczyk z pozycji prawego obrońcy włączał się do ataku. Nie wiadomo, dlaczego Dean Klafurić trzymał Hiszpana długo na ławce, w sytuacji, kiedy trzeba było odrabiać straty. Carlitos był najaktywniejszym piłkarzem Legii w polu, a Arkadiusz Malarz nawet ustawiał przeciwnikom piłkę w narożnikach boiska, aby mogli szybciej wykonywać kornery. Tyle, że im na tym nie zależało, bo mieli dobry wynik.

Mam takie smutne wrażenie, że trener Legii nadal nie wie jakim systemem powinna grać drużyna, na co stać ją i poszczególnych zawodników. Ale to może już problem następnego trenera na Łazienkowskiej.