Nie tak miał wyglądać początek sezonu dla obu drużyn. Zamiast walczyć o wysokie cele, po trzech kolejkach znalazły się na dnie tabeli. Obie ekipy jak jeden mąż przegrały pierwsze dwa spotkania, a w ostatniej serii spotkań przełamała się Cracovia, dzieląc się punktami (0:0) z również słabą w tym sezonie Arką Gdynia. Sobotnie spotkanie na stadionie Floriana Krygiera było zatem typowym meczem o "sześć" punktów. Z kim się bowiem przełamać, jeśli nie z będącym w podobnej dyspozycji rywalem? - czytamy w Onecie.
Nad pierwszą półgodziną tego spotkania można właściwie spuścić zasłonę milczenia. Z tego fragmentu meczu można wyróżnić jedynie okazję z 11. minuty, kiedy to Łukasz Załuska kapitalnie interweniował po strzale głową Cornela Rapy.
Gdy pierwsze pół godziny dobiegało końca, nieco ożywienia w ten niezbyt pasjonujący mecz postanowił wnieść Spas Delew. Bułgar prostym zwodem na zamach ograł Milana Dimuna, Słowak ratował się faulem i sędzia Dominik Sulikowski wskazał na punkt karny. Do "jedenastki" podszedł Adam Frączczak i pewnym, płaskim strzałem w prawy róg pokonał Macieja Gostomskiego.
Do wyrównania mogło dojść jeszcze przed przerwą. Najpierw Załuska wyszedł z bramki, uprzedzając szarżującego Javiego Hernandeza. Goście otrzymali rzut rożny, po którym wiatr spłatał takiego figla, że piłka niemal wpadła za kołnierz bramkarzowi Pogoni. Skończyło się na słupku.
W odpowiedzi ni to strzał, ni to dośrodkowanie posłał Delew, a Gostomski opuszkami palców sparował piłkę na korner. Miejscowi wznowili grę z narożnika boiska, a najlepiej w zamieszaniu podbramkowym odnalazł się Tomasz Hołota, przymierzając jednak tuż obok bramki.