Rz: Pańska chrypka to wynik krzyków w trakcie spotkania czy śpiewów w szatni?
Leo Beenhakker:
To efekt mojego przemówienia w szatni w przerwie meczu. Trochę musiałem chłopakami wstrząsnąć, chociaż wiedziałem, że i tak niewiele to zmieni. Ci, którzy znają moją filozofię futbolu, wiedzą, że to, co pokazaliśmy w meczu z Belgią, było jej zaprzeczeniem. Nie chcę psuć wszystkim dobrych nastrojów, ale zagraliśmy źle. Traciliśmy piłkę wszędzie, gdzie się dało. To było okropne, nie mogłem patrzeć, co wyprawiają. Po 30 minutach zorientowałem się, że w tym meczu jedyne, co możemy zrobić, to strzelić gola dającego nam trzy punkty i później tego bronić.
Pierwszy gol padł po wielkim błędzie belgijskiego obrońcy...
Jak nie masz sytuacji do zdobycia bramki, to musisz ją zdobyć bez niej. Do pomocy wycofałem Macieja Żurawskiego, a do ataku przesunąłem Ebiego Smolarka. To taki piłkarz, który zawsze może przechwycić dwie, trzy piłki dzięki swojej szybkości. Nie pomyliłem się, bo udało nam się objąć prowadzenie jeszcze przed przerwą.