RZ: Dziennik „Bild” napisał, że reprezentacja Niemiec trafiła do bardzo łatwej grupy i nie musi się niczym przejmować aż do finału. Denerwują pana takie stwierdzenia?
Slaven Bilić:
Bardzo lubię takie hasła. Do turnieju zostało sześć miesięcy i to jest właśnie najlepszy czas, żeby wypisywać bzdury. Niemcy mogą budować presję, Michael Owen może mówić, że żaden Chorwat nie zagrałby w reprezentacji Anglii, a ja się świetnie bawię. Losowanie w Lucernie traktowałem jako formalność. 14 drużyn przeszło przez bardzo ciężkie kwalifikacje, dwie grają u siebie, więc zrobią wszystko, żeby nie zawieść kibiców, i dlatego mam szacunek dla każdego rywala. A jeśli Niemcy są już w finale, to gratuluję. Trzy lata temu Grecja miała nie wyjść z grupy. Im mniej się o nas mówi, tym lepiej.
Jest pan młodszy od Leo Beenhakkera o 26 lat. Pana wiek to wada czy zaleta przy pracy z reprezentacją?
Gdybyśmy z Beenhakkerem stanęli naprzeciwko siebie na boisku, to pewnie byłbym faworytem, ale w pracy trenerskiej bardzo ważne jest doświadczenie. A to oczywiste, że trener Polaków ma go więcej. Tyle że ja i moi współpracownicy też mamy się już czym pochwalić. Awansowaliśmy na mistrzostwa Europy w wielkim stylu i teraz bierzemy pełną odpowiedzialność za wyniki, jakie osiągniemy na turnieju. Prasa na całym świecie po naszym zwycięstwie nad Anglią na Wembley pisała, że to był cud. A ja myślę, że takie tytuły to bzdura. My po prostu mamy świetną drużynę.