Selekcjoner reprezentacji ma prawo robić, co chce, i właśnie zaskoczył wszystkich ustawieniem swoich piłkarzy. Postanowił, że w towarzyskim meczu z Ukrainą przed Łukaszem Fabiańskim zagra trzech środkowych obrońców, nie będzie natomiast ani jednego bocznego. Paweł Golański miał pełnić funkcję prawego pomocnika. W środku drugiej linii grali Jakub Błaszczykowski, Mariusz Lewandowski i Rafał Murawski. Jacek Krzynówek na lewej obronie musiał się cofać, a on nie powinien rozgrywać, strzelać i jeszcze bronić, bo nie da sobie rady. Ale musiał, ponieważ ambitny zamysł Beenhakkera się nie sprawdził.
Trener myślał chyba, że w piłkarzach od czasu Euro zaszła jakaś metamorfoza. Że będą ambitniejsi, szybsi, lepsi technicznie, lepiej przygotowani pod względem fizycznym. Gdyby tak było, może wtedy coś z planu trenera by wyszło. Ale techniki nie poprawia się w dwa miesiące, a przygotowanie motoryczne na początku sezonu też nie może być dobre. Tym bardziej że nawet kilku tych zawodników, którzy już rozpoczęli sezon za granicą, wciąż ma kłopoty z wywalczeniem miejsca w swoich klubach. W rezultacie widzieliśmy bałagan i nikt nie był w stanie nad nim zapanować. Euzebiusz Smolarek i Ireneusz Jeleń mieli piłkę w pobliżu pola karnego wtedy, kiedy ją sobie wywalczyli, czyli rzadko. Smolarek znowu zawiódł.
Piłkarze nawet chcieli, ale nie wiedzieli, jak z tego chaosu zbudować jakąś akcję. Tylko w pierwszej minucie byliśmy bliscy zdobycia gola. Po rzucie rożnym Krzynówka głową strzelał Adam Kokoszka, ale Denys Hołajdo wybił piłkę z linii bramkowej. Potem Kokoszka wyróżniał się już tylko słabymi zagraniami, kiepskim ustawieniem, powolnością, co kilkakrotnie doprowadzało pod naszą bramką do groźnych sytuacji.
Brak bocznych obrońców ułatwiał Ukraińcom dośrodkowania. Na szczęście bardzo dobrze radził sobie Łukasz Fabiański, który w takich sytuacjach nie popełnił ani jednego błędu. Powtarza się sytuacja z Euro – znowu najlepszym zawodnikiem polskiej drużyny jest bramkarz.
Fabiański obronił bardzo trudny strzał Anatolija Tymoszczuka zza pola karnego i dobitkę Woronina, rzucając mu się pod nogi. Polacy takich sytuacji nie mieli. Imponującą szarżę Krzynówka zakończył faul przed polem karnym. Mariusz Lewandowski strzelał z wolnego z wdziękiem kowala – prostym podbiciem, z całej siły, kiedy należało piłkę podkręcić. Jeszcze raz po strzale Lewandowskiego ukraiński bramkarz miał kłopoty, ale ta okazja przydarzyła się tylko dlatego, że obrońcy popełnili błąd. Sami niewiele sobie wypracowaliśmy.