[b]Rz: Czekał pan na powołanie ze spokojem? Odpuszczenie lwowskich win było przesądzone?[/b] [b]Artur Boruc:[/b] Starałem się za bardzo tym nie przejmować, nie słuchałem, co mówi się na mój temat. Okoliczności były wyjątkowe, bo musiałem odcierpieć karę za picie alkoholu po meczu we Lwowie, ale życie płata różne figle. Mnie spłatało taki. Teraz mogę się już z tego tylko śmiać, bo samobiczowanie nie przyniesie nic dobrego.
[b]Żałuje pan tego, co się stało po meczu z Ukrainą?[/b]
Niczego w życiu nie żałuję. Jest mi przykro.
[b]To prawda, że bardzo nie chciał pan przepraszać trenera i kolegów?[/b]
Największym bólem dziennikarzy i kibiców było to, że nie wiedzieli do końca, co się stało. Każdy miał swoją wersję. Wszystkie nieporozumienia między mną i Leo Beenhakkerem zostały wyjaśnione. Zachowaliśmy się źle, zasłużyliśmy na karę i ją ponieśliśmy. Trener nie musiał do mnie przyjeżdżać do Glasgow i rozmawiać o wszystkim trzy i pół godziny. Wystarczyło trzy i pół minuty, ale cała afera była ciągle podgrzewana przez prasę.