– Dalej, chłopaki, biegniemy do końca! Nawet w 93. minucie można wygrać mecz – krzyczał Beenhakker do piłkarzy podczas treningu w Dublinie. Chciał ich tylko przestrzec, żeby nie ćwiczyli niedbale, ale chyba każdy, kto widział tę scenę, pomyślał o meczu ze Słowacją.
Gdyby nie dwuminutowa katastrofa w Bratysławie, spotkanie z Irlandią byłoby jednym z wielu. Polska skończyłaby rok na pierwszym miejscu w grupie eliminacyjnej, trener nie doszukiwałby się złych intencji w pytaniach dziennikarzy, a z PZPN nie wypływałyby kontrolowane przecieki na temat premii wypłacanych Holendrowi rzekomo w nieprawidłowy sposób przez poprzedniego prezesa.
[srodtytul]Remis to za mało[/srodtytul]
Ale w Bratysławie było, jak było, i przez to spotkanie z Irlandią nabrało dodatkowego znaczenia. Nawet przed niektórymi meczami o punkty piłkarze nie byli tak odcięci od świata jak teraz. Beenhakker kazał przeganiać z hotelu Radisson wszystkich niepożądanych gości, chciał mieć piłkarzy jak najdłużej tylko dla siebie. Remis to dziś będzie za mało, by wyciszyć nastroje wokół kadry i jej holenderskiego szefa.
Nowe władze związku oficjalnie nie stawiają trenerowi żadnego ultimatum. Przeciwnie, w Dublinie Beenhakker i Lato nie marnują żadnej okazji do demonstrowania dobrej komitywy. I jest bardzo prawdopodobne, że prezes jest szczery, ale w drużynie, która wyniosła go do władzy w PZPN, są rozgrywający, którzy uważają inaczej. Nawet jeśli demonstracyjnie poklepują trenera po plecach razem z Latą, jak wczoraj na murawie Croke Park przed wieczornym treningiem.