Na ławce rezerwowych na stadionie Croke Park zasiadł trener z zagranicy. Siwowłosy, ale z nienaganną sylwetką. Elegancki i smukły, choć niewiele mu brakuje do siedemdziesiątki.
Właściwie na ławce usiądzie tylko na krótko, woli podczas meczu stać albo krążyć przy linii, wymachując rękami i mówiąc coś do siebie. Jest lubiany w swojej ojczyźnie za ten entuzjazm, za niewyparzony język podczas konferencji prasowych oraz poczucie humoru. W kraju, w którym teraz pracuje, też to doceniają.
[srodtytul]Wybuchy złości[/srodtytul]
Ale jest też wiele rzeczy, którymi trener Irlandczyków drażni. Powołuje tylko tych piłkarzy, do których jest przekonany, a na podpowiedzi reaguje wybuchami złości. Od piłkarzy strzelających bramki w silnych zagranicznych ligach woli czasami żółtodziobów, na których nie poznali się jeszcze nawet w ich klubach. Przypomina, że to on w międzynarodowym futbolu przepracował ponad 30 lat i widzi pewne rzeczy lepiej.
Jego przeciwnicy – a tych nie brakuje, zwłaszcza wśród dawnych piłkarzy kadry – powtarzają, że to wyrzucanie pieniędzy w błoto, bo trener największe sukcesy odnosił w latach 80. z klubem, który był tak silny, że wygrywałby i bez niego.