Pierwsze wozy transmisyjne zaparkowały przed siedzibą PZPN kilka minut po dziesiątej. Reporter TVN 24 zapytał Beenhakkera, czy poda się do dymisji. W odpowiedzi usłyszał dwa pytania: czy dobrze się czuje i czy na pewno się wyspał.
[wyimek]Temat Beenhakkera i Feyenoordu nie istnieje. Pozwólmy trenerowi pracować. [i]Grzegorz Lato, prezes PZPN[/i][/wyimek]
Na aferę, mocne słowa i trzaskanie drzwiami liczyli tylko ci, którzy nie śledzą codziennie opery mydlanej pod tytułem „Leo a sprawa polska”. Ci, którzy nie przegapili dwóch odcinków plenerowych – z Portugalii i Poznania, – wiedzieli, że żadnego przełomu nie będzie.
Kwadrans przed 12 Beenhakker, Lato i Antoni Piechniczek pojechali na pogrzeb Kamili Skolimowskiej. Po powrocie przemknęli przez schody jak cienie, a do dziennikarzy wyszedł jeden z wielu urzędujących w PZPN rzeczników prasowych i zdziwił się, że woleliby usłyszeć kilka słów od prezesa Laty.
Prośba była rzeczywiście krępująca, bo oczekiwane przez media spotkanie było tak naprawdę bez znaczenia. Równie dobrze mogło się nie odbyć, równie dobrze Beenhakker i Lato mogli odczekać pięć minut za zamkniętymi drzwiami i wyjść, udając przełom w sporze.