Na razie to tylko niespodzianka, ale za tydzień w Porto może się zamienić w sensację. Obrońca tytułu będzie musiał w rewanżu atakować, remis 2: 2 w pierwszym meczu nie zostawia mu innego wyjścia. A na to tylko czekają piłkarze Porto.
Nie przestraszyli się mistrzów Anglii na Old Trafford, dlaczego mieliby się bać u siebie. Atakowali w Manchesterze od początku do końca, pierwszą bramkę strzelili w czwartej minucie, drugą w przedostatniej, w obu przypadkach, wykorzystując błędy obrony. Dlatego to rywale przyjadą do nich z duszą na ramieniu, remis z Old Trafford nie mówi wszystkiego o ich problemach.
Manchester grał ociężale, bezładnie, był gorszym zespołem niż Porto, a przed katastrofą uratowały go dwie chwile olśnienia Wayne’a Rooneya. Pierwsza w 15. minucie, gdy Rooney przewidział niepotrzebne podanie Bruno Alvesa do bramkarza, przejął piłkę i pokonał Heltona. Druga w 85. minucie, kiedy przy linii końcowej w nieprawdopodobny sposób podał piętą, a zaskoczeni obrońcy nie byli w stanie zatrzymać rezerwowego Carlosa Teveza, któremu piłka spadła pod nogi kilka metrów przed bramką.
– Jak się wychodzi na prowadzenie kilka minut przed końcem, to trzeba ten wynik utrzymać – złościł się po meczu Alex Ferguson. Jego piłkarze tego nie potrafili. Przy pierwszej bramce zawinił Johnny Evans, oddając piłkę Cristianowi Rodriguezowi tuż przed polem karnym. Przy drugiej winnych było więcej, ale najgorzej zachował się Gary Neville, który pozwolił Mariano Gonzalezowi na przyjęcie piłki na klatkę piersiową i strzał obok Edwina van der Sara. Tylko zwycięstwo w rewanżu albo remis wyższy niż 2: 2 dadzą United awans. A w Porto nie wygrała jeszcze żadna angielska drużyna.
Żadna nie wygrała też w Villarreal, choć wcześniej w tym sezonie próbował Manchester, a we wtorek Arsenal. Remis 1: 1 to najszczęśliwsze zakończenie tego meczu, jakie trener Arsene Wenger mógł sobie wyobrażać po pierwszej połowie. Jego piłkarze do przerwy przyjmowali kolejne ciosy: w dziesiątej minucie bramkę Marcosa Senny po pięknym strzale z daleka, potem wymuszone kontuzjami zmiany bramkarza Manuela Almunii i szefa obrony Williama Gallasa. Za Almunię wszedł Łukasz Fabiański, który już drugi raz znalazł się w LM w podobnej sytuacji i znów nie dał sobie strzelić bramki.