Miał przylecieć do Frankfurtu o 12.10. Mniej więcej o tej porze wysłał do kolegów z drużyny i dziennikarzy esemesa, dziękując za wsparcie. „Może to zabrzmi banalnie, ale jak to się mówi, co cię nie zabije, to cię wzmocni!”.
Marcin Wasilewski, który w niedzielnym meczu Anderlechtu Bruksela ze Standardem Liege został brutalnie zaatakowany przez Axela Witsela, przeszedł już pierwszą z trzech operacji. Złamane zostały kości piszczelowa i strzałkowa, lekarze nie mówią o powrocie na boisko, na razie walczą, by piłkarz mógł normalnie się poruszać.
– Wyrwali nam serce, straciliśmy zawodnika, który tak samo cenny jak na boisku był poza nim. Musimy być jednak dzielni, mamy do wyrównania rachunki z Irlandczykami – mówił na lotnisku Rafał Ulatowski, asystent Leo Beenhakkera.
Piłkarze przylatywali do Frankfurtu z całej Europy, czekając na bagaże, rozmawiali tylko o kontuzji Wasilewskiego. Jedni oglądali powtórki kilkanaście razy, inni woleli nawet nie patrzeć.
– To dla każdego sportowca bardzo trudne chwile. Nigdy nie miałem aż tak poważnego urazu, ale wiem, co przychodzi do głowy dwa, trzy dni po zdarzeniu, kiedy opadną już emocje i trzeba sobie uświadomić, że powrót na boisko nie nastąpi szybko – mówił Jakub Błaszczykowski.