Mistrzowie Polski w Azerbejdżanie wygrali 0:1. Jednak u siebie nie byli w stanie pokonać bramkarza rywali. Remis dawał awans Lechowi, ale w 84. minucie bramkę dla Interu Baku strzelił Łotysz Girts Karlsons.
Meczu nie rozstrzygnęła dogrywka, ani pięć pierwszych serii rzutów karnych, w której bramkarze obu drużyn obronili po dwa strzały rywali. Brak bramki w każdej kolejnej serii oznaczał koniec konkursu. Stało się to dopiero w 11 kolejce przy strzałach bramkarzy. Do piłki podszedł Giorgi Lomaia, a Krzysztof Kotorowski obronił jego uderzenie.
W kolejnej rundzie piłkarze Lecha zagrają z mistrzem Czech - Spartą Praga. Prażanie bez problemu wywalczyli awans, wygrywając oba mecze drugiej rundy z Metalurgsem Lipawa, 3:0 na Łotwie i 2:0 na swoim stadionie. Pierwszy mecz 27 lipca w Pradze.
- Horror może był przedniej marki, ale chyba nie o to nam chodziło - mówił po meczu mocno zdenerwowany trener Kolejorza Jacek Zieliński.
Mistrzowie Polski od pierwszego gwizdka serbskiego arbitra zaatakowali z niesamowitym animuszem, jakby już w pierwszym kwadransie rozstrzygnąć kwestię awansu. W 6 min. groźnie strzelał Artur Wichniarek, ale Giorgi Lomaia przeniósł piłkę nad poprzeczką. Bramkarz Interu chwilę później znalazł się w jeszcze większych opałach. Po zagraniu Wichniarka, Peszko z pięciu metrów próbował pokonać Lomaię, ale ten był dobrze ustawiony.