Radosław Leniarski w poniedziałkowej „Gazecie Wyborczej” napisał, że spiker na nowym stadionie Legii podczas meczu z Arsenalem zachowywał się jak wioskowy zapiewajło. Pretensje ma o to do gazety rzecznik prasowy klubu Michał Kocięba (patrz wczorajsza „GW”).
Moim zdaniem Leniarski potraktował kogucika z mikrofonem dość łagodnie. Występy Wojciecha Hadaja były wstydem już na starej Legii, bo oprócz histerii wykrzykiwanej wibrującym falsecikiem (ukochana Legio, spiker to także głos!), który wkurza jak ból zęba, nie ma on nic do zaoferowania. „Rzeczpospolita” pisała o tym kilka lat temu, Hadaj na jakiś czas zniknął, a teraz niestety wrócił na piękny stadion, do którego pasuje jak klapki Ferdynanda Kiepskiego do garnituru Mariusza Waltera.
Szanowny panie rzeczniku: jest pan w błędzie, „styl pracy” waszego spikera jest nie do zaakceptowania nie tylko dla red. Leniarskiego. Ja też czułem się źle w towarzystwie Hadaja i wolałbym go w waszym nowym salonie już więcej nie słyszeć.