Mecz był bardzo ciekawy, ale najwięcej emocji stadion przeżył w czwartej minucie doliczonego czasu gry.
Kwadrans wcześniej Legia wyrównała, dążyła do zwycięstwa za wszelką cenę, a Cracovia myślała głównie o utrzymaniu remisu. Jej bramkarz Marcin Cabaj trochę w tym przesadził, zwlekając z wprowadzeniem piłki do gry. Ma na to sześć sekund, a wznowienie gry zajęło mu nieco więcej. Sędzia Daniel Stefański, który do tej pory nie zwracał na takie drobiazgi uwagi, tym razem odgwizdał rzut wolny pośredni, około 15 metrów od bramki. Maciej Iwański trafił w dolny róg, Legia wygrała 2:1 i było po meczu.
Piłkarze Cracovii ruszyli do sędziego z pretensjami, a ich trener, spokojny zwykle Rafał Ulatowski, powiedział na konferencji, że sędzia czekał na taką okazję. Faktem jest, że arbiter podjął decyzję nieludzką, kłócącą się z duchem gry, ale zgodną z przepisami.
Gdyby Cracovia była skuteczniejsza, w 94. minucie miałaby na koncie nie jedną, a może trzy bramki i Cabaj nie musiałby grać na czas. Krakowianie od pierwszego gwizdka ruszyli na zaskoczonych gospodarzy, wykorzystali ich brak zgrania w obronie i choć Marijan Antolović obronił niezwykle trudny strzał Bartosza Ślusarskiego, to sekundę później Artur Jędrzejczyk sfaulował Bartłomieja Dudzica, a Ślusarski zdobył z karnego prowadzenie dla gości.
Legia długo nie mogła się pozbierać. Dudzic bez problemów radził sobie z obrońcami, dwa jego strzały obronił Antolović, nieoczekiwanie najlepszy zawodnik Legii.