Alex Ferguson wreszcie przyznał: Wayne Rooney chce odejść. – Jesteśmy zdezorientowani, nie rozumiemy nic, ale tak powiedział – tłumaczył wczoraj, wyraźnie poruszony. Wkrótce być może potwierdzą się też inne spekulacje prasowe: że za tym buntem stoi fortuna Manchesteru City i że Rooney naprawdę jest gotów przejść na niebieską stronę miasta.
Transfery między United a City zdarzały się bardzo rzadko, ale fortuna szejka Mansoura wiele zmieniła. Rooney byłby już drugim od 2009 r. piłkarzem namówionym do zdrady – po Carlosie Tevezie. Gdy Argentyńczyk był kuszony przez City, Ferguson odpowiadał, że nie zajmuje się klubami z dołu tabeli. Ale teraz to United jest niżej.
Napastnik Manchesteru dziś nie zagra, ma kontuzję kostki. Ale nie tę, o której Ferguson mówił ostatnio, że uniemożliwia grę, a Rooney – że nie ma żadnej kontuzji. Podobno wczoraj zniesiono go z treningu na noszach. To wersja trenera, piłkarz jeszcze się nie wypowiedział.
O zamiarze odejścia gwiazdora Ferguson dowiedział się od prezesa Davida Gilla. Rooney był wściekły na Fergusona za to, że ten przestał wystawiać go w podstawowym składzie. Mówił że jest bez formy właśnie przez to, że za mało gra.
Ferguson, nawet gdy się jeszcze z Rooneyem lubili, mawiał, że Wayne to takie zwierzę, które musi grać, inaczej jest nie do zniesienia. Ale zapewne ważniejszy jest dziś podtekst finansowy. Negocjacje w sprawie nowego kontraktu – obecny kończy się latem 2012 – utknęły. United proponowali podwyżkę z 90 na 150 tys. funtów tygodniowo. City – podobno aż 250 tysięcy.