Królestwo za sensację. Runda grupowa minęła półmetek i na razie znikąd nadziei. Od Interu w grupie A po Arsenal w H liderami są ci, którzy mieli być. Wszyscy należą do arystokracji Ligi Mistrzów, grali wiosną w fazie pucharowej, aż pięciu prowadzi z kompletem zwycięstw.
Na dnie też bez zaskoczeń, może poza Romą, która zamyka grupę E, ale ma tyle samo punktów co wicelider. Za spokój w świecie wielkich płacą mali, tej jesieni wyjątkowo bezradni. Pięć klubów, wśród nich Auxerre, nie zdobyło jeszcze punktu, a Bursaspor nawet gola.
Jest tak przewidywalnie, że za rewelację sezonu uchodzi FC Kopenhaga – bo pokonało Panathinaikos, Rubin Kazań i postraszyło Barcelonę na Camp Nou. Postraszyło, ale punkty zdobyła Barca i jeśli tak samo będzie w dzisiejszym rewanżu, mistrzowie Hiszpanii zapewnią sobie awans. Zdobędzie go również Inter, jeśli pokona Tottenham, i Lyon, któremu wystarczy remis w Lizbonie (będzie miał wtedy lepszy bilans meczów z Benficą). Jutro grę w 1/8 mogą sobie zapewnić Real, Bayern, Chelsea i Arsenal z coraz lepiej broniącym Łukaszem Fabiańskim (mecz z West Ham był kolejnym, w którym nie dał sobie strzelić gola).
Już dawno teorie o wietrzeniu Ligi Mistrzów nie brzmiały tak śmiesznie. To w ligach krajowych wielcy mają tej jesieni problemy, nie w LM. Seryjny mistrz Inter w Serie A się męczy i traci do Lazio już cztery punkty. Lyon na początku sezonu w Ligue 1 zstąpił do piekieł i dopiero teraz się wydostał do górnej części tabeli. Bayern, inny lider z LM, w Bundeslidze jest siódmy, częściej traci punkty, niż wygrywa, a prezes Uli Hoeness właśnie publicznie zbeształ trenera Louisa van Gaala za to, że nie chce słuchać niczyich rad i zrobił z klubu teatr jednego aktora.
Hoeness też chciałby mieć w tym teatrze główną rolę, ale może się nie doczekać. Rok temu o tej porze Bayern miał w Bundeslidze tylko trzy punkty więcej niż teraz i był jedną nogą poza LM. Skończył jako jej finalista, a w Niemczech wygrał wszystko.