Barcelona miała z Villarrealem niewyrównane rachunki z trzech sezonów, bo tak długo nie potrafiła go pokonać na Camp Nou. Rywal to jedyny zespół, który za kadencji Guardioli ośmielał się czasami grać piękniej niż Barca. W sobotę też jej dorównywał, do tego sprzyjali mu sędziowie, którzy ograbili Barcelonę z gola na 2:0 (na 1:0 strzelił David Villa), odgwizdując wydumanego spalonego. A chwilę później Nilmar zdobył wyrównującego gola.
Pep Guardiola się wściekał, jego piłkarze zaczęli biegać za sędzią po każdej decyzji. A wystarczyło zaufać Messiemu, który w drugiej połowie strzelił dwa gole po akcjach z Pedro.
„Marca” nazwała Messiego kolosem, który starcia rozstrzyga bez mrugnięcia okiem. To siódmy kolejny mecz, w którym Argentyńczyk strzela gola, nigdy nie miał tak dobrej serii. Jest gwarancją zwycięstw Barcelony, daje jej spokój w sytuacji, gdy mecz z Realem coraz bliżej – 29 listopada, a Jose Mourinho coraz mocniej prowokuje. Wczoraj Real bez trenera, zawieszonego za obrażenie sędziego, wygrał w Gijon 1:0 i pozostał liderem.
Opuszczony przez Mourinho Inter nie może się pozbierać, jest cieniem niedawnego seryjnego mistrza. Jak powiedział Dejan Stanković, po trzech tytułach w poprzednim sezonie w baku nie została choćby kropla paliwa. I teraz Inter słania się na nogach jak w derbach Mediolanu. Jedyną bramkę stracił już w piątej minucie, gdy Marco Materazzi sfaulował w polu karnym Zlatana Ibrahimovicia i Szwed wykorzystał karnego. Mistrzowie Włoch atakowali wolno i prostymi sposobami, nawet gry w przewadze (Ignazio Abate wyleciał z boiska za przepychankę z Goranem Pandewem) nie potrafili wykorzystać. Milan pozostał liderem, Inter spadł na piąte miejsce.
W Anglii sensacja, bo Chelsea przegrała u siebie z Sunderlandem 0:3. Straciła pierwsze punkty i gole na Stamford Bridge (miała tu bilans bramek 17-0). Ale w tym wyniku nie ma przypadku, Sunderland grał świetnie, Chelsea słabo. Nowy wicelider, Arsenal (wyprzedził Manchester United, który ledwo uratował remis 2:2 z Aston Villą), traci do niej tylko dwa punkty po pokonaniu Evertonu na wyjeździe 2:1. Dobrze bronił Łukasz Fabiański, który w końcówce meczu świetnie zatrzymał strzały Jermaine’a Beckforda i Louisa Sahy. Polak miał szczęście w pierwszej połowie, gdy po rzucie rożnym Saha uderzył w słupek, a potem piłka odbiła się od pleców Fabiańskiego.