Po wrześniowej czkawce, gdy grę Juve we Włoszech pogardliwie nazywano komedią omyłek, pozostały tylko przykre wspomnienia. Trener Gigi Del Neri i dyrektor Beppe Marotta w ekspresowym tempie zakończyli generalny remont zespołu. Włoscy fachowcy, m.in. Zvonimir Boban i Beppe Bergomi, szacowali, że takiego prezentu turyńscy kibice mogą się spodziewać najwcześniej pod choinkę.
Zadanie było rzeczywiście trudne, bo w lecie drużynę opuściło 12 piłkarzy, a przybyło 11. Na takim placu budowy Juventus u siebie tylko zremisował z Lechem 3:3 w pierwszym meczu. Remis w rewanżu (dziś, godz. 21, TV4), ale niższy niż 3:3, da mistrzowi Polski awans.
[srodtytul]Chwyty poniżej pasa [/srodtytul]
W tej chwili, po 14 kolejkach, Juventus jest trzeci w tabeli, nie przegrał dziesięciu ligowych spotkań z rzędu i strzelił w Serie A najwięcej, bo 26, bramek. O ile we wrześniu Del Neri mówił, że o scudetto będą walczyć inni, o tyle w sobotę przed meczem z Fiorentiną (1:1) oświadczył, że mierzy w mistrzowski tytuł. I nikt nie nazywa tego fanfaronadą, pod warunkiem że w zimie szef Del Neriego Andrea Agnelli sięgnie do kieszeni i sprawi trenerowi dobrego środkowego napastnika.
Póki co drużyna okrzepła i choć nie olśniewa, to gra bardzo solidną piłkę (zazwyczaj systemem 4-4-2). A przede wszystkim walczy do końca. Świetnie spisują się reprezentacyjni stoperzy Leonardo Bonucci i Giorgio Chiellini, w środku pola czaruje Alberto Aquilani, a piłki przejmuje Felipe Melo.